wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

– Cieszy mnie, że
myśli pan o tym, co będzie, kiedy ta podróż się skończy, Wasza Wysokość. Ale dlaczego księstwo?
– Bo chcę być kimś więcej niż tylko czarną owcą – odparł Roger z o wiele bledszym uśmiechem. – Oczywiście nie zapytałeś, o którą planetę mi chodzi.
– O, nie! – Despreaux potrząsnęła głową. – Chyba żartujesz!
– Marduk ma wszelkie warunki, aby stać się produktywną planetą z Członkostwem Imperium – stwierdził Roger. – Fakt, że pozostaje bezpośrednio w rękach Rodziny, znacznie ułatwi matce nadanie mu takiego statusu. Mardukanie to bardzo porządna rasa i zasługują na coś lepszego niż życie średniowiecznych wieśniaków. A jeśli Roger Ramius Sergei Alexander Chiang MacClintock w ciągu pięciu czy dziesięciu dekad przeprowadzi ich od barbarzyństwa do cywilizacji, zostanie zapamiętany jako coś więcej niż tylko wypadek przy pracy Cesarzowej.
– Ale... – Despreaux przerwała i rozejrzała się dookoła. – Chcesz wychowywać dzieci na tej planecie? Nasze dzieci?
– Aha, dobrze, to ja już pójdę – powiedział Julian, cofając się. – Pamiętaj, Nimashet, nie bij w nos. I żadnego wyrywania kończyn ani żywotnych organów.
– Och, zamknij się, Adib – prychnęła ostro plutonowy. – I nie musisz nigdzie iść. Plany Rogera nie są żadną tajemnicą.
– Nasze plany – poprawił ją łagodnie książę. – Uważam, że powstanie tu porządne księstwo, a ty byłabyś z dala od intrygantów z Imperial City. Nie sądzę, żeby znieśli moje małżeństwo z członkiem obstawy zamiast z którąś z ich dobrze wyszkolonych i nienagannie wychowanych córek. Z których żadna nie wytrzymałaby na Marduku nawet dziesięciu minut. Księżniczka Imperium czy nie, niektórzy z nich zamieniliby twoje życie w piekło, gdyby tylko dać im cień okazji, a szczerze mówiąc, ani ty, ani ja nie umielibyśmy zareagować na to we właściwy sposób.
Uśmiechnął się do niej figlarnie.
– A jeżeli myślisz, że postawię swój kramik w Przystani K’Vaerna albo Q’Nkok, to masz nie po kolei w głowie. Szczerze mówiąc, myślałem o dolinie Ran Tai.
– Hmmm. – Despreaux zamyśliła się. Dolina leżała na wysokości czterech tysięcy metrów nad parującymi mardukańskimi nizinami i noce były tam nawet dość chłodne. Nie padały tam również nieustannie deszcze. Dla ludzi była to okolica dość idylliczna, co oczywiście oznaczało, że dla Mardukan była piekłem.
– Zakłada pan, że Cesarzowa nie ma dla pana jakiegoś innego zadania – powiedział Julian. –
A ona pewnie już sobie przygotowała z pół tuzina rzeczy, które z przyjemnością by na pana zwaliła przed naszym odlotem, gdyby panu ufała. Szczerze mówiąc, „zostawienie pana na płyciźnie” znajduje się pewnie na samym dole tej listy.
– Mogę nie dać matce wyboru – powiedział ponuro Roger. – W tym momencie mam gdzieś, czego ona potrzebuje. Czas martwienia się o to, co myśli moja matka, skończył się
w Marshadzie.
– To twoja Cesarzowa, tak samo jak moja, Roger – przypomniała Despreaux. – I twoje Imperium, tak samo jak moje. I naszych dzieci.
– Może któregoś dnia nie będę już musiał tego powtarzać... – zaczął Cord z mardukańskim gestem wyrażającym zrezygnowane westchnienie.
– Wiem, wiem – przerwał mu Roger. – „Moim przeznaczeniem jest obowiązek”. Dotarło to do mnie już za pierwszym razem.
– A wszechświat jest zły i okrutny, Wasza Wysokość – powiedział Julian z powagą. – Jeśli myśli pan, że tylko Bomani i Kranolta byli źli, musi pan zwrócić pilniejszą uwagę na Świętych.
Nie ma nic gorszego niż „cywilizowane” społeczeństwo, które uważa ludzkie życie za nic.
„Śmierć jednego człowieka to tragedia, śmierć miliona to statystyka”. Oni żyją według tej filozofii. A także: „Jedyny problem z biosferami polega na tym, że czasami powstają w nich gatunki myślące”. Im nie chodzi tylko o wyginięcie ludzi; oni chcą także pozbyć się Phaenurów, Mardukan i
Altarich. Wszystkich gatunków myślących. Poza, oczywiście, wybrańcami
z „oświeconych” elit Świętych, którzy, w przeciwieństwie do innych gatunków niszczących środowisko naturalne i posługujących się narzędziami, potrafią zarządzać planetami. To niesamowite, że uważają nasz gówniany przyrost naturalny za taki zły, podczas kiedy ich Archon ma sześcioro dzieci i prawie sześćdziesiąt wnuków.
– Dobrze, dobrze – powiedział Roger. – Zrozumiałem. Jeśli i będzie miała dla mnie coś wartego uwagi, zrobię to. W porządku?
– W porządku – zgodziła się Despreaux. – Oczywiście najpierw musimy wydostać się żywi z tej kuli błota. Ale jak dotąd nic nie było w stanie zatrzymać naszego Boga – dodała z uśmiechem.
– Żagiel! – zawołał nagle Mardukanin na bocianim gnieździe. – Żagiel na sterburcie przed dziobem! – Po chwili nachylił się w dół i krzyknął: – Wygląda na to, że za nim są następne!

v