wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

Skruszona Menolly popędziła do siedziby Cechu. Na stopniach kuchni siedział niepocieszony Camo, kołysał w ramionach ogromną michę skrawków mięsa. Gdy tylko ujrzał Menolly wraz z eskortą kołujących w powietrzu jaszczurek, zerwał się krzycząc głośno.
- Śliczne głodne? Śliczne bardzo głodne! Camo czekać. Camo też głodny.
Piemur zjawił się jak spod ziemi.
- Widzisz, Camo. Mówiłem ci, że ona wróci. Mówiłem, że trzeba będzie nakarmić jaszczurki ogniste.
Piemur przerwał tłumaczenia zdyszanej Menolly, podawał kawały mięsiwa jaszczurkom.
- Mówiłem ci, że jarmark to fajna zabawa, no nie? I że czas już, żebyś miała jakaś rozrywkę. Śpiewałaś fantastycznie! Zawsze powinnaś śpiewać “Piosenkę jaszczurki ognistej"! Zamurowało ich! A jak to się stało, że nie znaliśmy tej piosenki o morzu? Strasznie fajna melodia.
- To stara piosenka.
- Nigdy jej nie słyszałem.
Menolly zachichotała, bo Piemur powiedział to gderliwym tonem, nie pasującym do małego chłopaka.
- Mam nadzieję, że znasz więcej piosenek takich jak ta, bo mi się już przejadło to, co słyszę od dzieciństwa. Hej, dostałeś już kawałek, Leniuchu! Teraz kolej na Mimika... tak! Zachowuj się przyzwoicie.
Wygłodzone jaszczurki uporały się szybko z michą Camo. Ranly wychylił się przez okno jadalni wołając, żeby przyszli, zanim sprzątną ze stołów. W jadalni było pustawo. Piemur miał rację mówiąc, że w dzień jarmarku dostaną skąpe racje, ale Menolly i tak nie dałaby rady zjeść więcej niż kawałek chleba z serem.
Kiedy opiekun zabrał uczniów do sypialni, Menolly udała się do siebie. Rytmiczne dźwięki kolejnego tańca dobiegały ze spowitego ciemnością placu. Odbyła występ jako harfiarz i to z powodzeniem. Po raz pierwszy poczuła, że jest harfiarką w pełnym tego słowa znaczeniu, a siedziba Cechu jest jej prawdziwym domem. Muzyka i odległe śmiechy ukołysały ją do snu. Spała przytulona do ciepłych ciałek jaszczurek.
Gdy rano wyjrzała przez okno, na placu, na którym odbywał się jarmark, nie dostrzegła śladów wczorajszej zabawy, z wyjątkiem lśniącej od rosy stratowanej ziemi. Wieśniacy wędrowali powolnym krokiem w stronę pól, pastuchowie gnali bydło na łąki, a uczniowie biegali jak zwykle tam i z powrotem z poleceniami swoich mistrzów. Wzdłuż rampy Warowni posuwała się grupka jeźdźców na wypoczętych po całodziennym leniuchowaniu i rwących się do galopu długonogich biegusach. Jeźdźcy powstrzymywali zwierzęta dopóki nie wyprzedzili stada bydła. Później zniknęli w chmurze pyłu wzniesionej przez nich na drodze wiodącej na wschód.
Menolly usłyszała hałas dobiegający z dormitorium uczniów i cichutki, ledwie słyszalny świergot tuż obok. Narzuciła ubranie i popędziła w dół po schodach.
- Wiedziałam, że nie zawiedziesz, Menolly - powiedziała Silvina, gdy wpadły na siebie na schodach. Wyciągnęła tacę. - Zanieś to na górę Harfiarzowi, dobrze? Camo zaraz skończy wymachiwać tasakiem, żeby przegotować żarcie dla twego stadka.
Na grzeczne pukanie do drzwi Mistrz odpowiedział natychmiast. Owinięty był futrem, a popiskujący natarczywie jaszczur wczepiał się w jego gołe ramię.
- Skąd wiedziałaś? - zapytał uradowany na jej widok. - Co za szczęście. Nie mogę, doprawdy, pokazywać się w kuchni w takim stanie. No już, cicho, cicho! Już ci daję, ty nienażarty głodomorze. Jak długo będzie miał tak straszliwy apetyt?
Przytrzymała tacę, aby mógł karmić Zaira przechadzając się po pokoju. Później położyła ją na piaskowym stole i uprzedzając prośbę Harfiarza dała Zairowi kilka kawałków mięsa, podczas gdy Mistrz Robinton łykał gorący klah. Chwycił kawałek chleba, zanurzył go w słodziku, łyknął znowu płynu i dopiero potem, z pełnymi ustami, dał Menolly znak, że może wyjść.
- Masz do nakarmienia swoje własne. Nie zapomnij popracować nad piosenką. Później poproszę o kopię.
Kiwnęła głową i wyszła, zastanawiała się, czy nie powinna sprawdzić, jak Sebell radzi sobie z Kimi. Radził sobie zupełnie nieźle, siedział przy stole czeladników otoczony tłumem chętnych do pomocy.
Jaszczurki Menolly siedziały cierpliwie na schodach kuchennych w towarzystwie Piemura i Camo. Gdy jej przyjaciele zaspokoili głód, a Menolly popijała z przyjemnością drugi kubek klahu, zbliżył się do niej Domick.
- Menolly. - Zmarszczył brwi z irytacją. - Wiem, że Robinton polecił ci przepisać tę piosenkę, ale czy zajmie ci to całe przedpołudnie? Chciałbym, żebyśmy poćwiczyli w kwartecie z Sebellem i Talmorem. Morshal ma lekcję z dziewczętami i Talmor jest wolny. Bez paru porządnych prób nie będziemy gotowi do występu.
- Wezmę się do kopiowania już zaraz, tylko że...
- Tylko co?
- Nie mam żadnych przyborów.
- Czy tylko o to chodzi? Wypij to szybko do końca. Zaprowadzę cię do kryjówki Amora - rzekł Domick prowadząc ją do drzwi w przeciwnym kącie podwórza. - Muszę cię tam zaprowadzić, bo Robinton życzy sobie dostać kopię na płachcie z pulpy drzewnej, a Arnor nie rozdaje tego uczniom.
Mistrz Arnor, archiwista Pracowni, zajmował obszerne pomieszczenie za główną salą. Kosze żarów w każdym kącie, pośrodku i zwieszające się nad pochyłymi blatami, przy których uczniowie i czeladnicy kopiowali teksty ze spłowiałych skór i nowsze piosenki, zapewniały sali znakomite oświetlenie.