wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

Potrzeba by jednak na to długiego czasu. Być może, że pojadę na
jeden dzień do Wiednia, obaczę się z doktorem Chwastowskim, który tam pracuje w
klinice, i przez niego czegoś się dowiem. Bracia muszą przecie do siebie
pisywać. Tymczasem wybadam Kromickiego, ale z wszelką ostrożnością, by nie
obudzić jego czujności ani podejrzeń. Przede wszystkim spytam go zaraz jutro: co
on myśli o owym bojarze rumuńskim, który sprzedał żonę Anglikowi? Przewiduję, że
nie zechce być ze mną szczery, ale mu do tego dopomogę w miarę możności, resztę
zaś odgadnę. Cała ta suma myśli i zamiarów sprawiła, że cokolwiek odżyłem. Nie
ma nic straszniejszego, jak cierpieć biernie - i wszystko mi jest dobre, co mnie
z tego stanu wyprowadza. Powtarzam sobie: - Oto przynajmniej jutro i pojutrze
będziesz coś przedsiębrał, będziesz coś próbował czynić dla swego uczucia - i
pokrzepiam się tym. Z zupełnej bezwładności przechodzę do jakiejś gorączki
czynów. Chodzi o moją głowę, o moje zmysły, które się rozprzęgają. Przyrzekłem
Anielce słowem honoru, że się na własne życie nie targnę, nie mam więc już i
tego wyjścia. A tak, jak żyję, nie mogę żyć. Jeśli ta droga, na którą chcę
wstąpić, jest haniebną, w każdym razie haniebniejszą będzie dla Kromickiego niż
dla mnie. Muszę ich rozłączyć nie tylko ze względu na siebie, ale ze względu na
nią. Naprawdę mam gorączkę. Wszystkim tu kąpiele służą, prócz mnie.
10 lipca.
Gorące dni zdarzają się nawet tu, w Gasteinie. Co za upał! Anielka nosi suknie z
białej flaneli, takie, jakich Angielki używają do lawn-tennis. Pijamy rano kawę
na świeżym powietrzu. Ona przychodzi po kąpieli świeża, jasna jak śnieg o
wschodzie słońca. Wysmukłe jej ciało rysuje się wyraźniej niż zwykle pod miękką
suknią. Poranne światło, oświeca ją tak dokładnie, że widzę każdy włosek jej
brwi, rzęs i owego puszku pokrywającego jej delikatne policzki. Włosy jej bywają
jakby mokre, ale w tym blasku zdają się jaśniejsze niż zwykle, a źrenice są
przeźroczystsze. Jaka ona młoda, jaka upajająca! W niej jest moje życie, w niej
się streszcza wszystko, czego chcę. Nie odejdę, nie potrafię.
Patrzę na nią i tracę zmysły z upojenia, a zarazem i z bólu, że oto siedzi przy
niej - mąż. To nie może tak zostać - niech nie będzie niczyją, byle nie była
jego! Ona sobie zdaje, do pewnego stopnia, sprawę z tej męki, która mi skręca
nerwy, jednak niedostatecznie. Męża nie kocha, ale pożycie z nim uważa za
prawowite - mnie zaś na samą myśl o tym chce się zgrzytać, bo mi się zdaje, że
przyznając tę prawowitość, sama siebie upadla. A tego nie wolno, nawet jej!
Niechby lepiej umarła. Wtedy będzie moją, bo ten prawowity mąż tu zostanie - a
ja nie! Przez to samo jam jej prawowitszy niż on. Dzieje się czasem ze mną coś
dziwnego. Oto, gdy się bardzo zmęczę, wymorduję, gdy umysł mój, przez natężone w
jednym kierunku myślenie, widzi jakieś odległe przestrzenie, których w normalnym
stanie dostrzec nie można, przychodzą na mnie chwile takiej pewności, że Anielka
należy się mnie, że w jakiś sposób jest czy że będzie moją - iż gdy się budzę z
tego stanu, przypominam sobie jakby ze zdziwieniem o istnieniu Kromickiego. Moż
e w takich chwilach przechodzę tę granicę, której za życia zwykle się nie
przechodzi, i mam widzenie rzeczy doskonałych, takich, jakimi są w ideale i
jakimi powinny być w objawach zewnętrznych? Dlaczego te dwa światy sobie nie
odpowiadają - i jakim sposobem mogą sobie nie odpowiadać, nie wiem. Usiłuję to
nieraz rozwiązać i gubię się, i nie rozumiem tej nieodpowiedniości, czuję tylko,
że w niej leży niedoskonałość i zło. To poczucie pokrzepia mnie - w takim razie
bowiem przynależność Anielki do Kromickiego byłaby właśnie objawem zła.
11 lipca.
Nowy zawód, nowa ruina zamiarów, lubo mam jeszcze iskrę nadziei, że niezupełna.
Mówiłem dziś z Kromickim o bojarze, który sprzedał żonę, przy czym zmyśliłem
całą historię w celu ułatwienia Kromickiemu szczerości.
Spotkaliśmy Anglika z kupioną żoną przy kaskadach. Począłem zaraz mówić o jej
nadzwyczajnej piękności, wreszcie rzekłem:
- Opowiadał mi doktor tutejszy, jak się odbyło kupno i sprzedaż. Ty za surowo
sądzisz tego bojara.
- On mnie przede wszystkim bawi - odpowiedział Kromicki.
- Są okoliczności łagodzące. Był to nie tylko bojar, ale i właściciel wielkich
garbarni, które prowadził za pożyczone pieniądze. Nagle, z powodu zarazy, dowóz
skór z Rumunii został przez sąsiednie państwa wzbroniony. Ten człowiek wiedział,
że jeśli nie przetrzyma zakazu, nie tylko sam zbankrutuje, ale pogrąży w ruinie
setki rodzin, które mu zaufały. Mój kochany, albo się jest kupcem, albo się nim
nie jest. Być może, iż moralność kupiecka jest odmienna od ogólnej, ale gdy się
raz na nią zgodziło...
- To ma się prawo sprzedać nawet żonę? - spytał Kromicki. - A nie! Nie wolno dla
jednych obowiązków deptać drugich, kto wie, czy nie świętszych...
Kromicki nie mógł mnie rozczarować bardziej i zniecierpliwić bardziej, niż
odzywając się jak porządny człowiek. Ale nie straciłem od razu nadziei. Wiem, że
każde najmarniejsze indywiduum ma do rozporządzenia pewien zapas frazesów
pięknie brzmiących - więc mówiłem dalej:
- Nie uwzględniasz jednej rzeczy, mianowicie, że ten człowiek pogrążyłby w nędzę
razem z sobą i tę kobietę. Przyznaj, że to jest dziwny sposób pojmowania
obowiązków względem najbliższych - odbierać tym najbliższym ostatni kawałek
chleba.
- A wiesz, nie wiedziałem, że ty jesteś tak diablo trzeźwy.
Ja zaś pomyślałem:
- Nie rozumiesz, głupcze, że to nie są moje poglądy: to są tylko pojęcia, które
ci chcę podsunąć!
Głośno zaś odpowiedziałem:
- Staram się wejść w położenie tego przemysłowca. Ty przy tym nie uwzględniasz
jednej rzeczy: że ta kobieta mogła go nie kochać, mogła kochać swego
dzisiejszego męża, a tamten mógł o tym wiedzieć.
- W takim razie oboje byli siebie warci.
- To inna sprawa. Patrząc nieco głębiej, jeśli ona, kochając tego Anglika,
pozostała jednak wierną mężowi, to może jest więcej warta, niż myślimy. Co do
twego bojara; może on być człowiekiem podłym, ale pytam, co w podobnym wypadku
ma robić kupiec, do którego ktoś przychodzi i powiada mu tak: "Pan jesteś
bankrut podwójny, bo masz długi, których nie możesz zapłacić, i żonę, która cię
nie kocha; ale rozwiedź się z tą kobietą, a ja l-o zapewnię jej dostatek i
możliwe szczęście, a po wtóre zapłacę pańskie długi". Bo to się mówi: sprzedaż!
sprzedaż! - a czy to właściwie jest sprzedaż? Pomyśl, że ten kupiec, który się
na ów układ zgadza, uwalnia za jednym zamachem od nieszczęścia kobietę (a

v