wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

Usiłowałem sobie szybko przypomnieć, co i komu dzisiaj powiedziałem stojąc na
trapie? Trochę popuściłem wodze fantazji opowiadając o „ojcu chrzestnym” Nordkapu,
nawigatorze Bo-rough, mówiąc, że Anglicy uważają go za angielskiego Kolumba, który
odkrył Rosjan. W rzeczywistości odkrył on tylko w połowie szesnastego wieku północne
przejście do Moskwy i był pierwszym, który ochrzcił ten cypel imieniem Przylądka
Północy.
- Powiedziałem, że Borough odkrył Rosjan, panie kapitanie.
- Znaczy, to pan wiedział. Ale byłem z całym towarzystwem w hotelu na kawie i,
znaczy, zapytano mnie, czy też uważam kawę na Nordkapie za najlepszą na świecie? Znaczy,
zdziwiłem się bardzo, dlaczego na Nordkapie ma być najlepsza kawa? Znaczy, rozumie pan,
pasażerowie byli z kolei bardzo zdziwieni, że przyszedłem na kawę i nie wiem sam co piję. I
spytali, czy żądałem śmietanki w srebrnym dzbanuszku? Znaczy, nie-rozumiałem zupełnie, o
czym oni mówią. Znaczy, wtedy jakaś pani zaczęła się śmiać, mówiąc, że jeden oficer zdradził
jej tajemnicę Nordkapu. Znaczy, dowiedziałem się, że na Nordkapie jest hodowla królików
polarnych, które się doi i to mleko podaje do kawy. I przez to ma być najlepsza na świecie.
Znaczy, pan wiedział, czy pan nie wiedział, gdy pan o tym mówił? ZNACZY,
DOBRANOC!
„OCEANIA”
Siedziałem w poczekalni Hotelu George'a w Wilnie, czekając na wuja, który
przyjechał z Warszawy. Przeglądałem barwne tygodniki, potem wpadły mi w rękę ogłoszenia
włoskich linii okrętowych reklamujących turystyczne wycieczki. Między innymi' zatrzymałem
się dłużej nad zdjęciami i opisem pięknego, nowiutkiego statku pasażerskiego o nazwie
„Oceania”. Podobał mi się jego szlachetny kształt, podziwiałem nowoczesne przyrządy
nawigacyjne, luksusowo urządzone kabiny i jadalnie, pokłady zalane słońcem, roześmiane
twarze pasażerów bawiących się w gry pokładowe.
Od tej chwili minęło kilka lat. Stałem na mostku „Polonii”, naszego największego
statku pasażerskiego, pełniąc służbę oficera wachtowego. Krążyliśmy po najpiękniejszych
zakątkach Norwegii: fiordy o krajobrazach nie mających równych sobie na świecie; strome,
kilkusetmetrowe, pionowe prawie skały, ze spadającymi z nich wodospadami; zwierciadła
obramowane granitem i zielenią, z odbitym w nich błękitem nieba.
W okresie białych nocy fiordy goszczą wśród swoich skał setki statków. Oceaniczne
olbrzymy, luksusowo urządzone, z tysiącami turystów na pokładach przypływają tutaj
rokrocznie. Przejście kręgu polarnego obchodzi się na niektórych statkach niemal tak
uroczyście jak przejście równika. Przekroczenie tej granicy wiecznego dnia i wiecznej nocy
odbywa się z udziałem Neptuna, chrztem, nadawaniem imion i dyplomów.
W tym roku już po raz wtóry szliśmy na północ, do krainy wiecznego dnia.
Na pokładzie, wśród pasażerów, mieliśmy tym razem premiera i 'dwóch ministrów.
Przywilejem, z jakiego korzystali w owym turystycznym rejsie, była możność stałego
przebywania na mostku, gdzie ustawiono dla nich leżaki.
Naszymi ministerialnymi gośćmi byli: premier Jędrzeje-wicz z małżonką oraz
ministrowie Bórner i Sławek. Co do ilości zadawanych pytań nie różnili się od pozostałych
turystów. Każdy z oficerów nawigacyjnych musiał wiedzieć wszystko, znać szczegóły o
każdym spotkanym statku: jak się nazywa i jaką nosi banderę, skąd i dokąd idzie, co
wiezie... Jeśli któryś z nas, zasypany gradem pytań, milczał, pasażerowie w nadzwyczajny
sposób usiłowali radzić sobie sami:
- O patrzcie, patrzcie, przed dziobem z prawej strony jakiś okręt!
Po usłyszeniu takiego okrzyku przezornie wycofywaliśmy się z pola widzenia
pasażerów.
- Co to za okręt? Dajcie szybko lornetkę!
Każda prawie grupa turystów posiadała wspaniałą lornetkę. Po dokładnym zbadaniu
statku przez lornetkę - nowe trudności.
- Nie ma bandery! Nie mogę określić, jaki to statek. Aha, jeśli nie ma bandery, to
przemytnik. Tak, tak to na pewno przemytnik opium!
- Panie poruczniku, skąd oni wożą opium?
Trafiony tym pytaniem porucznik, usiłuje sobie przypomnieć, skąd można wieźć
opium. Niepewnie bąka:
- Z Indii, z Turcji.
- A skąd wiezie opium ten statek?
- Ten nie wiezie opium.
- Skąd pan wie, że ten nie wiezie opium? - oburza się pasażer.
- Bo to jest rudowęglowiec i w tej chwili idzie z rudą do Europy.
- Skąd pan wie o tym?
- Kapitan tego statku to mój serdeczny przyjaciel - odpowiada napadnięty znienacka
porucznik. Następnie mruczy pod nosem „przepraszam” i w nogi.
Wychodziliśmy z fiordu, by przejść do innego. Przed nami odkryła się duża
przestrzeń otwartego morza. Na mostku stali ministrowie z premierem na czele. Obok premiera
kapitan.
W tym momencie na horyzoncie ukazał się dym. Jeśli w pojęciu pasażerów oficer
musiał wiedzieć wszystko o każdej napotkanej jednostce, to zrozumiałe, że kapitan musiał
wiedzieć wszystko, widząc tylko dym unoszący się z komina statku schowanego za
horyzontem. A w tej chwili widoczny był tylko dym.
- Panie kapitanie, co to może być za statek? - posłyszałem znajome pytanie, zadane
przez dwóch ministrów jednocześnie.
Kapitan milczał.
Ale ja nie wytrzymałem.
- OCEANIA! - wypaliłem bez namysłu.
W tym momencie kapitan spojrzał na mnie. Zamajaczył między nami cień
praszczura osady Quanto Costo.
Uciekać! - przemknęło mi przez głowę. - Ale dokąd? Jestem przecież na wachcie.
Do patrzącego wciąż na mnie kapitana wyszeptałem „przepraszam” i cofnąłem się o
dwa kroki. Ale premier, pełen entuzjazmu dla pięknej nazwy, natychmiast zaczął mnie
wypytywać, co to za statek ta „Oceania”? Recytowałem teraz bez zająknienia to- wszystko, co