wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

Rozpacz widać było tylko w zaciskanu i rozluźnianiu pięści, jakby jeździec chciał wymazać rany własnoręcznie. W końcu bezradnie oparł dłonie na oparciach fotela. Golanth zatrzymał się przed nim.
— F’lessanowi przydałaby się kąpiel — mruknęła Tai.
Zaranth wydała z siebie zabawny odgłos oznaczający zaskoczenie; jej wirujące oczy nabrały żółtej barwy; w proteście, uniosła do góry szyję.
Jestem tylko zwykłą zieloną. Muszę dużo ćwiczyć, by przenosić rzeczy jak Golanth.
Flessan wybuchnął śmiechem. Po tym, jak żonglowałaś tymi kotami niby wherami?
Byłam zła. Bałam się. Zaranth zrobiła tak przepraszającą minę, że F’lessan znowu się zaśmiał i pokręcił głową. Tobą nie żonglowałam wczorajszej nocy.
Pomogłem, wtrącił Golanth z godnością, rzucając jej serdeczne spojrzenie. Kiedy będę potrzebował się ruszyć, sam pójdę. Mogę zeskoczyć z tarasu, jak ty wczoraj.
Jeszcze nie teraz, Golly, ostrzegła chórem para jeźdźców.
Zaranth cofnęła szyję. Nie mogłeś mnie widzieć. Ty nie możesz zeskoczyć z urwiska. Masz za szeroki rozstaw skrzydeł.
Powiedziałem: kiedy będę potrzebował, powtórzył smok z jeszcze większą godnością. Wczoraj w nocy cię słyszałem. Słuch mam całkiem dobry. Pływanie pomoże mojemu jeźdźcowi. Musisz go dzisiaj zabrać. F’lessanie, powiedz uzdrowicielom, że masz popływać.
Nie zostawię cię tu, odparł dzielnie F’lessan.
Czuję się dużo lepiej, dobrze o tym wiesz. Ty też się lepiej czujesz, odpowiedział Golanth, lekko dotykając nosem kolan F’lessana. Zdrowe oko wirowało spokojnie. Potem przechylił głowę, by popatrzeć lewym okiem.
— Keita dała mi ten żel do nawilżania powiek — powiedziała Tai, podając F’lessanowi słoik. Zaparło jej dech na widok zniszczonego oka w pełnym świetle dnia; wiedziała, że jeździec znosi to znacznie gorzej.
— Dobry pomysł — powiedział spokojnie F’lessan i odkręcił pokrywkę. Delikatnie rozsmarował żel czubkami palców. — Teraz zamknij tę powiekę, a ja zajmę się drugą.
— Pływanie bardzo dobrze ci zrobi — powtórzyła Tai, gdy skończył masaż. — Rany ci się zagoiły, więc lot pomiędzy im nie zaszkodzi. Jestem pewna, że możesz polecieć na Zaranth. Samo wyjście z weyru też ci pomoże.
F’lessan rozsiadł się w fotelu i przyglądał się jej spokojnie. Podeszła do nich Keita.
— O co chodzi z tym morzem? — spytała.
— Wspaniała terapia, dobrze o tym wiesz, Keito. Delfiny nam pomogą.
Dyskusja na temat pływania potrwała jeszcze dobrą chwilę. Keita w gruncie rzeczy nie miała nic przeciwko temu, ale chciała, żeby poleciał z nimi uzdrowiciel, może nawet ona sama, z T’lionem i Gadarethem do pomocy, natomiast F’lessan upierał się, że w zupełności wystarczą Tai i Zaranth. W końcu Keita z pewnymi oporami przyznała, że wystarczy pomoc delfinów, jeśli Tai jest pewna, że przypłyną. Potwierdzili to oboje.
— Nie musi nawet wychodzić z wody na brzeg — tłumaczyła Tai niepokornie. — Może odpłynąć z grzbietu Zaranth i tak samo do niej wrócić, bez pomocy i nie brudząc się piaskiem. Dziś i tak dużo nie zrobimy, ale woda daje… daje tyle życia.
— Daj im trochę czasu dla siebie, pani Keito — powiedziała stanowczo Sagassy i puściła oko do Tai. — Dobrze im zrobi zmiana, wrócą na południe i będą wołać jeść. Golanth będzie ich stale trzymać myślami. Prawda, spiżowy smoku?
Mało kto poza jeźdźcami odważył się zwracać bezpośrednio do smoka, ale Sagassy bardzo się spoufaliła ze spiżowym pacjentem. Kiwnął głową, a pozostałe fasetki lewego oka zaczęły wirować z entuzjazmem.
Ta pierwsza wyprawa, choć krótka, spowodowała zdecydowany zwrot w rekonwalescencji F’lessana. Tej nocy dzielili ze sobą łoże.
 
LĄDOWISKO, 3.21.31
 

v