wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...


Pokuta cesarza zrobiła wielkie wrażenie na współczesnych i natychmiast
obrosła w legendę, której rozwój możemy śledzić w posiadanych przez nas
źródłach. Piszący w połowie V w., a więc po półwieczu, Teodoret kreśli
w Historii Kościoła patetyczną scenę, umieszczając ją przed drzwiami kościo-
ła biskupiego w Mediolanie. Ambroży, stojąc na jego progu, miał zagrodzić
cesarzowi drogę, odmawiając mu prawa do modlitwy w kościele, zanim pod-
da się pokucie. Szczegółowa i barwna opowieść o tej pokucie, zawarta
w dziele Teodoreta, również jest owocem fantazji. Jasne jest, że kościelni
autorzy wykorzystywali temat rzezi w Tesalonice, kreśląc obraz zgodny z ich
wyobrażeniami o tym, jak idealna pokuta cesarska wyglądać powinna. Te-
mat, przyznajmy to, był od strony literackiej niezmiernie atrakcyjny.
Epizod ten budzi zrozumiałe zainteresowanie także w dzisiejszych pra-
cach. Służy do podnoszenia odwagi i wielkości Ambrożego, broniącego nie-
winnych ludzi przed krwawym despotą; z kolei historycy nastawieni antyko-
ścielnie ilustrują nim tezę, że Kościół końca IV w. prowadził już politykę
mającą na celu podporządkowanie sobie odpowiednio, wręcz celowo, osła-
bionej władzy świeckiej. Teza ta, powiedzmy od razu, nie ma podstaw
w źródłach. Teodozjusz pokutujący budził podziw, a nie pogardę, stawał się
wzorem cnotliwego monarchy, jak był nim pokutujący Dawid. Nie wydaje
się, aby Ambroży chciał podważać autorytet władcy, starał się zresztą postę-
pować tak, aby oszczędzić cesarzowi sytuacji nazbyt żenujących (wymyślali
je natomiast późniejsi autorzy). Nie było żadnych powodów, dla których Ko-
ściół późnego antyku pragnąłby osłabić powagę i siłę władzy państwowej,
sprawowanej przez ludzi broniących tego samego teologicznego punktu wi-
dzenia. Interpretacja konfliktu Teodozjusz-Ambroży w kategoriach Koś-
ciół-państwo jest anachroniczna, wynika z historycznych doświadczeń o wie-
le późniejszych.
Anachronizm stanie się dla nas tym bardziej jaskrawy, jeśli weźmiemy pod
uwagę ową konkretną sytuację końca IV w.: Teodozjusz był przecież zwo-
lennikiem katolickiego wariantu chrześcijaństwa, człowiekiem, który od po-
czątku swego panowania działał na rzecz jego zwycięstwa nie tylko w kon-
flikcie z arianami, ale i z pogaństwem. Dlaczegóż Ambroży miałby dążyć do
osłabienia pozycji takiego władcy? Z abstrakcyjnego pragnienia wywyższe-
nia Kościoła ponad cesarza? Trzeba by było wykazać, z tekstami w ręku, że
taki pomysł mógł przyjść do głowy ludziom tamtej epoki. Ambroży wierzył
w boski mandat Teodozjusza na równi z cesarzem, zakreślał mu może nieco
węższe granice...
W ten sposób doszliśmy do kwestii niezmiernie istotnej, bez której nie
będę mogła zamknąć tego eseju o relacjach między państwem a Kościołem.
Jak reagowali na represje ludzie Kościoła mający do czynienia z władcami
173
reprezentującymi odmienny, a w przekonaniu tych ludzi godny najostrzejsze-
go potępienia, punkt widzenia, gdy stawało się oczywiste, iż żadne perswazje
nie pomogą?
W połowie IV w. pojawią się pierwsze teksty świadczące o tym, że ludzie
Kościoła coraz wyraźniej zaczęli sobie uświadamiać potrzebę odsunięcia
władcy od ingerencji w wewnętrzne sprawy Kościoła. Refleksja tego rodzaju
była niezmiernie istotna dla przyszłości myśli chrześcijańskiej, do tez formu-
łowanych w owych czasach odwoływać się będą teolodzy i praktycy następ-
nych epok.
Pierwszy znany nam przypadek zakwestionowania prawa cesarza do decy-
zji w sprawach kościelnych pochodzi od donatystów — wspominałam już
o tym. W 347 r., gdy Konstancjusz II wszczął ich prześladowania, Donatus
wypowiedział sławne zdanie: „Cóż ma cesarz do Kościoła?" W następnych
latach podobne sądy znajdziemy tylko po stronie katolickiej. Czyżby arianie
biernie akceptowali prześladowania? Zdarzało się przecież, że stawiano ba-
riery przed obiema stronami, nawet cesarze proariańscy zwalczali niektóre
ugrupowania tej orientacji, popierając inne. Aby na to pytanie odpowiedzieć
twierdząco, trzeba by mieć więcej źródeł proweniencji ariańskiej, pamiętaj-
my, że historię sporów tej epoki znamy niemal wyłącznie z materiałów do-
starczonych nam przez jedną ze stron, tę, która ostatecznie zwyciężyła. Nie
należy więc śpieszyć się z twierdzeniem, że niezależność myśli była monopo-
lem katolickim, arianie zaś byli konsekwentnie służalczy wobec władzy (taka
mniej więcej wersja jest przyjęta w historiografii katolickiej).
W pierwszej fazie kontrowersji zwolennicy credo nicejskiego próbowali
perswazją osiągnąć zmianę cesarskiego postępowania, a gdy czas i wydarze-
nia pokazywały, że nie można na to liczyć, w drugiej fazie najodważniejsi
i najzacieklejsi zdobywali się już na bardzo ostre sformułowania.
W roku 356 pisał do Konstancjusza stary już Osjusz, człowiek, który przed
laty u boku Konstantyna Wielkiego odegrał tak istotną rolę w wydarze-
niach:
„Zaprzestań, błagam, prześladowań, czuj bojaźń przed dniem sądu i staraj
się być czystym, gdy nadejdzie owa godzina. Nie wtrącaj się w sprawy koś-
cielne i nie wydawaj rozkazów w tym zakresie, lecz raczej od nas ucz się tych
rzeczy. Bóg złożył w Twoje ręce władzę cesarską, a nam powierzył sprawy
Kościoła. I jak ten, który usiłuje wydrzeć Ci władzę, sprzeciwia się porząd-
kowi ustanowionemu przez Boga, tak samo lękaj się, abyś i Ty, przywłasz-
czając sobie prawo decydowania w sprawach kościelnych, nie stał się winnym
ciężkiego przestępstwa. Napisano bowiem: Oddajcie więc cezarowi to, co
należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga. Tedy ani nam nie wolno
rządzić sprawami ziemskimi, ani Ty, cesarzu, nie masz prawa składania ofia-
ry kadzielnej. Piszę zaś te słowa w trosce o Twoje zbawienie (...)
xxx 174
Cesarze a Kościół 175
władcy i jego poczynań, był znamienny epizod w czasie przygotowań do sy-

v