wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

A ty jesteś w końcu za nie odpowiedzialny. I nie miej mi tego za złe, twój zastępca... on nie bardzo się nadaje.
Royl stał się bardziej natarczywy, kiedy dowiedział się, że trudno teraz przewidzieć, jak długo potrwają jeszcze prace komisji.
Hal postanowił poprosić o pomoc Gwena, jednak ta sytuacja niepokoiła go trochę. Z drugiej strony miał nadzieję, że spotkanie z przybyszami pomoże mu rozwiązać ten problem szybciej i skuteczniej.
Tym razem panowało większe podniecenie niż przed pierwszą rozmową. Zresztą zaangażowano też więcej osób: w pawilonie zajęli miejsca w półkolu niemal wszyscy wtajemniczeni. Tylko nieliczni obserwowali urządzenia na zewnątrz.
Już na pół godziny przed wyznaczonym terminem większość uczestników zajęła miejsca. Wrzało jak w ulu, ludzie zachowywali się jak przed wielkim świętem.
Gwen, Ewa, Djamila i Hal siedzieli na skraju polany w skąpym cieniu młodego modrzewia, naprzeciwko brzozy, gdzie na wysokości pięciu metrów w miejscu obciętej gałęzi działo się z pewnością coś ciekawego. Zachowywali się tak, jakby to wszystko nie interesowało ich ani trochę. Jeżeli mogę ocenić resztę według siebie, pomyślał Hal, to nasza czwórka przypomina paczkę materiału wybuchowego, do której ktoś zbliża właśnie zapalony lont. Co chwila podnosił wzrok, zresztą nie tylko on jeden, spoglądając machinalnie na brzozę.
Nieco dalej rozłożył się na trawie Fontaine. Leżał oparty plecami o zmurszały pień i nie zwracając uwagi na to, że spróchniałe drzewo brudzi mu ubranie, medytował. Spoglądał to w górę, to znów na trawę, ale Hal był pewien, że profesor nie widzi niczego.
- Najbardziej ciekawi mnie, jak oni żyją - odezwał się Gwen. - Na pewno zaaklimatyzowanie się w tym środowisku - tu uniósł prawą rękę i wskazał nią na źdźbła trawy, trzęsawisko i leśne poszycie - jest dla nich bardzo trudne.
- Wydaje mi się, że stanowią przedziwną mieszaninę stagnacji i ewolucji - zauważył Hal, - Przypomnijcie sobie wydarzenie z mrówką i inne, z tym wszystkim muszą się przecież uporać.
- Nadal jesteś przekonany, że oni pochodzą... z tej starej księgi? - zapytała uszczypliwie Ewa.
- Nadal - potwierdził Hal niewzruszenie. Zresztą nie tylko ja - dodał tajemniczo, myśląc o Res.
- A twoja wersja o kosmosie? - nie dawała za wygraną Ewa, zwracając się tym razem do Djamili.
Ta uśmiechnęła się.
- Nie jestem pewna. Chociaż... od ostatniego dziesięciolecia rzadko kto wątpi w fakt, że Ziemia przeżyła w swych czasach prehistorycznych wizytę z kosmosu. Jeszcze do niedawna nikt nie chciał w to wierzyć, jako że takie teorie podkopywały podwaliny starożytnej wiedzy. Może więc oni odwiedzili nas ponownie? Pokryjomu dowiedzieli się wszystkiego, aby móc się łatwiej dopasować...
- A bogowie, którzy wtedy zstąpili na ziemię, byli mikroskopijnymi istotami, tak? - zapytał ironicznie Hal.
- Na tym właśnie polega dopasowanie - odparła z naciskiem Djamila. - W ten sposób mogą pozostać niewidzialni. - Roześmiała się swobodnie. - Uspokój się, to już niedługo! - Spojrzała na zegarek. - Możemy już wejść - powiedziała, wstając powoli.
Zaledwie zajęli miejsca w komfortowym i przestronnym pomieszczeniu z plastyku, pojawili się goście.
Wylądowali - prowadzeni przez radiolokacyjne ścianki kierujące - na stole konferencyjnym, na wyznaczonym miejscu, przed ustawionymi tam obiektywami i ekranami.
Tu także technicy dokonali rzeczy niezwykłej: na ekranach widać było obraz stereoskopowy makrosów, których wielkość nie przekraczała trzech milimetrów; w porównaniu z przybyszami byli nadal olbrzymami, ale już w rozsądnej proporcji.
Przybyła cała eskadra helikopterów - pięć, jak policzył Hal - tworząc szpaler. Kiedy silniki ucichły, przyrządy kontrolne zameldowały kolejny przylot. Tym razem była to duża maszyna, eskortowana przez dwa mniejsze samoloty w kształcie rakiet.
Hal spoglądał przez urządzenie optyczne na stół. Samolot miał dosyć pokaźną długość wynoszącą niemal cztery centymetry! Wbrew wyobrażeniom Hala z samolotu nie wysiadł żaden dostojny brodacz, ale młody, wysportowany mężczyzna, który przeskoczył kilka ostatnich stopni trapu. Za nim ukazali się młoda kobieta i kilku mężczyzn, w tym również starszych. Wszystko to Hal mógł obserwować wyłącznie dzięki urządzeniom optycznym.
Osobliwe ubrania i fryzury gości nie zdziwiły nikogo; wszyscy zdołali się już zapoznać z tamtą epoką.
Przybysze mieli na sobie solidne ubrania z antycznymi zamkami i naszytymi kieszeniami. W ogóle wszystko, co nosili, było uszyte z części. Widocznie nie znali jeszcze ubrań mono-częściowych.

v