wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

Nie tracÄ…c czasu, rozpoczÄ™li przygotowania do przetranspor­towania schwytanych zwierzÄ…t na „Aligatora". Do stacji kolejowej w Wilcannii kangury, emu i dingo miano przewieźć na wozach, a stamtÄ…d kolejÄ… bezpoÅ›rednio do Port Augusta.
Od powrotu do farmy Tomek niecierpliwie oczekiwaÅ‚ odjazdu. TÄ™skniÅ‚ za zmianÄ… i  nowymi przygodami. Z entuzjazmem przyjÄ…Å‚ rozkaz wyruszenia w drogÄ™. ChcÄ…c jak najwiÄ™cej dowiedzieć siÄ™ o okolicach, do których zdÄ…­Å¼ali, podjechaÅ‚ na swym pony do Bentleya.
- Na jakie zwierzęta będziemy teraz polowali? - zagadnął.
- Postaramy siÄ™ wytropić szare kangury, które sÄ… bardziej wojownicze od dotychczas schwytanych czerwonobrunatnych. Å»yjÄ… one w lesistych oko­licach, w pobliżu strumieni. Znajdziemy tam również niedźwiadki koala. lisy workowate, kolczatki, jadowite węże, tygrysy oraz jaszczurki molochy, któ­rych ciaÅ‚a okryte sÄ… wyrostkami skóry sterczÄ…cymi na gÅ‚owie jak rogi. W gó­rach ciÄ…gnÄ…cych siÄ™ wzdÅ‚uż caÅ‚ego wschodniego wybrzeża zakoÅ„czymy Å‚owy polowaniem na skalne kangury - odparÅ‚ Bentley.
- Jak z tego wynika, pożegnaliÅ›my siÄ™ już ze stepem - stwierdziÅ‚ To­mek nie bez pewnej satysfakcji.
- W każdym razie pas stepu oddzielajÄ…cy WilcanniÄ™ od terenów zalesio­nych przebÄ™dziemy pociÄ…giem. W ten sposób unikniemy dÅ‚ugiej, mÄ™czÄ…cej jazdy koÅ„mi. Dopiero przez stepy parkowe i rozlegÅ‚e przestrzenie buszu ruszymy dalej wozami.
- Co to jest busz? - zaciekawił się Tomek.
- Jest to swoisty rodzaj lasu, bardzo charakterystyczny dla Australii. Nie ma on nic wspólnego z lasami całej kuli ziemskiej. Wśród wysokich drzew rośnie niezmierne bogactwo wiecznie zielonych, małych drzewek i krzewów. Do buszu przylegają zazwyczaj obszary pokryte skrobem, który, jak już wiesz, stanowią skarłowaciałe eukaliptusy i akacje. Ciszę panującą w buszu przerywa jedynie krzyk papug lub szelest pełzających gadów.
- Taki las na pewno nie będzie mi się podobał - orzekł Tomek.
- Nie bądź tego zbyt pewny. Zwłaszcza noce są tam pełne niezwykłego czaru. Niektórzy ludzie z własnej woli spędzają w buszu większą cześć swego życia. Zwiemy ich tutaj buszmanami. Znajdziesz wśród nich zawiedzionych w swych nadziejach poszukiwaczy złota oraz ludzi, którzy co pewien czas wyjeżdżają z miast w poszukiwaniu przygód na łonie natury.
- Czym oni znów tak zachwycają się w tym lesie? - zapytał Tomek.
- Nie jest to Å‚atwe do wytÅ‚umaczenia. PoczÄ…tkowo trudno przyzwyczaić siÄ™ do buszu. PrzerażajÄ… w nim niezmierzone przestrzenie, brak ludzi, trud­noÅ›ci i niebezpieczeÅ„stwa życia na pustkowiu. Po pewnym jednak czasie ten wÅ‚aÅ›nie bezkresny gÄ…szcz zaczyna przyciÄ…gać czÅ‚owieka do tego stopnia, że trudno mu żyć bez niego i pragnie stale w nim przebywać. Jest to jakby zew buszu.
- Wydaje mi się to bardzo dziwne - powątpiewająco odezwał się Tomek.
- Już pierwotni mieszkaÅ„cy Australii ulegali czarowi buszu. W zwiÄ…zku z tym powstaÅ‚a wÅ›ród nich pewna legenda. Otóż wedÅ‚ug podaÅ„ krajowców, w obÅ‚okach żyje czarodziejka, która niekiedy przybywa na ziemiÄ™, niesiona na liÅ›ciach przez powiew wiatru. Czarodziejka ta nad obszarami, buszu zwo­Å‚uje naradÄ™ duchów. W tym czasie, snujÄ…c niewidzialnÄ… nić, przywiÄ…zuje niÄ… do siebie coraz wiÄ™cej ludzi. Gdy czÅ‚owiek omotany przÄ™dziwem opuÅ›ci busz, odczuwa nieukojonÄ… tÄ™sknotÄ™, dopóki doÅ„ nie powróci. Musisz uważać Tom­ku, aby i ciebie nie spotkaÅ‚a podobna przygoda. Nie chciaÅ‚byÅ› już wtedy opuÅ›cić Australii.
Tomek spojrzał na Bentleya poważnym wzrokiem i odezwał się cicho:
- Kto wie, może takie czarodziejki istniejÄ… naprawdÄ™. I to nie tylko w Australii. W każdym razie bosmanowi Nowickiemu, mojemu ojcu i mnie nic tu od nich nie grozi. Czarodziejka unoszÄ…ca siÄ™ nad WarszawÄ… dawno już omotaÅ‚a nas swojÄ… niciÄ….
Bentley zadumał się.
- Jestem ciekaw, czy spotkamy buszmanów? - przerwał Tomek milczenie.
- BÄ™dziemy wÄ™drowali w pobliżu zÅ‚otodajnych terenów - odparÅ‚ Ben­tley.
- Wielu niefortunnych poszukiwaczy zÅ‚otego runa przedzierzgnęło siÄ™ w buszmanów. Jest wiÄ™c możliwe, że zetkniemy siÄ™ z nimi.
- Chciałbym tak jak Strzelecki znaleźć w Australii złoto - szepnął Tomek.
- A co byś z nim zrobił? - zapytał Bentley z uśmiechem.
- Zaraz zaÅ‚ożyÅ‚bym w Warszawie piÄ™kny ogród zoologiczny - powie­dziaÅ‚ Tomek bez namysÅ‚u.
Na podobnych rozmowach szybko schodziÅ‚ im czas. Zanim Tomek zdÄ…­Å¼yÅ‚ znudzić siÄ™ jazdÄ… przez step, ujrzaÅ‚ domy Wilcannii.
W ciÄ…gu dwóch nastÄ™pnych dni zwierzÄ™ta wraz ze swojÄ… eskortÄ… odje­chaÅ‚y do Port Augusta. Pozostali Å‚owcy wsiedli do pociÄ…gu odchodzÄ…cego na poÅ‚udniowy wschód.
Tomek mógÅ‚ do woli przyglÄ…dać siÄ™ krajobrazowi, którego malowniczość wciąż zmieniaÅ‚a siÄ™, im dalej jechali na poÅ‚udnie. Rzadko rozsiane kÄ™py drzew i krzewów pokrywaÅ‚y rozlegÅ‚y step, roÅ›linność byÅ‚a tutaj jednak buj­niejsza i bardziej różnorodna. Częściej też można byÅ‚o zaobserwować wielkie stada owiec i rogatego bydÅ‚a pasÄ…ce siÄ™ spokojnie na równinie.

v