wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

Była wówczas dziewczyną wysoką, niezgrabną, a jej rude włosy przypominały płonącą pochodnię. Ze względu na pochodzenie nie mogła liczyć na sukces. I chociaż jej na nim nie zależało, ból poniżającej porażki wcale nie był bardziej znośny.
Gdyby nie Sara St. James, Juliet oszalałaby w czasie sezonu. Lady Sara była popularna, choć nie dysponowała wielkim majątkiem. Miała jednak wszystko to, czego brakowało Juliet: była drobna, piękna, pełna wdzięku i, wykorzystując osobisty urok. łatwo zjednywała sobie ludzi - każdy, z kim rozmawiała, czuł się ważny i doceniony.
Ich szkolna przyjaźń z łatwością mogła się rozbić na mieliznach życia towarzyskiego. Ale Sara robiła, co mogła, żeby pomóc Juliet zaadaptować się w środowisku ludzi należących do śmietanki towarzyskiej. Pilnowała, by zapraszano ją na przyjęcia, podsyłała zalotników. Juliet czuła się skrępowana, jak ktoś przyjmujący jałmużnę, ale nie protestowała, korzystała z szansy, poza tym wiedziała, że Sarą kieruje szczera życzliwość.
Juliet nieraz słyszała o ulubionym kuzynie Sary, lordzie Rossie Carlisle'u, choć nie znała go osobiście. Kiedyś została zaproszona na wielki bal do pewnej rezydencji. Sarę porwał do tańca atrakcyjny młodzieniec, w którym dziewczyna już się podkochiwała. Juliet natomiast znalazła sobie ustronny kącik, starając się nie wyglądać tak niezręcznie i niepewnie, jak się czuła.
Później ciotka Juliet, Louise, będąca jej sponsorką i przyzwoitką na sezon, przyprowadziła do niej młodego mężczyznę. Nieznajomy o płowych włosach był bardzo wysoki, wręcz nieprzyzwoicie przystojny i emanował pewnością siebie. Sądząc po zachowaniu ciotki, która wręcz mu nadskakiwała, musiał być bogaty i dobrze urodzony.
W sali panował taki hałas, że Juliet nie dosłyszała imienia młodzieńca, kiedy ten został jej przedstawiany. Chociaż nie miała specjalnej ochoty z nim zatańczyć, stanie w kącie było jeszcze gorsze, więc nie starając się o zbytnią uprzejmość, przyjęła zaproszenie.
Tańczył bardzo dobrze, co raczej nie zrobiło na niej wrażenia. Domyślała się, że ma do czynienia z jednym z zalotników Sary i właśnie ona kazała mu zatańczyć z podpierającą ścianę przyjaciółką. Myśl ta nie pozwoliła Juliet cieszyć się chwilą; może mogłaby, gdyby okoliczności były inne.
Na każdą próbę nawiązania rozmowy odpowiadała mężczyźnie lakonicznie, a nawet niezbyt grzecznie, dopóki nie powiedział:
- Słyszałem, że znasz arabski?
Pytanie przykuło jej uwagę i po raz pierwszy spojrzała partnerowi prosto w twarz.
- Tak. Chcesz, żebym coś powiedziała w tym języku? - zapytała, zamierzając zażartować z bawidamka.
Zapewnił, że będzie zachwycony, więc Juliet zatopiła się w myślach, zasłaniając przy tym oczy długimi ciemnymi rzęsami. Potem słodkim głosikiem wyrecytowała w klasycznym arabskim:
- Jesteś nic niewartym słabeuszem i gadającą małpą bez cienia rozumu.
Ciemnobrązowe oczy mężczyzny zrobiły się okrągłe. Potem z szelmowskim uśmiechem, płynnym arabskim, odpowiedział:
- A ty, córo pustyni, posiadasz język jaszczurki, ale ponieważ jestem małpą bez rozumu, dałem się uwieść twojej urzekającej urodzie.
Juliet była tak zszokowana, że stanęła jak wryta na samym środku parkietu, gapiąc się na partnera. Silny kontrast między blond włosami i orzechowymi oczami, znajomość arabskiego... Już po chwili zdała sobie sprawę z czegoś, co powinna była wiedzieć od samego początku.
- Jest pan kuzynem Sary, prawda? - wysapała. Mężczyzna uśmiechnął się, nie okazując urazy za nieuprzejme słowa, spojrzał ciepło i przyciągnął partnerkę do siebie.
- We własnej osobie. Domyślam się, że z powodu hałasu nie usłyszałaś mojego imienia.
- No właśnie. Sądziłam, że jesteś jeszcze jednym bawidamkiem.
Roześmiał się na tę niepochlebną szczerość, a Juliet, żeby zatuszować afront, dodała pospiesznie:
- Sara mówiła, że studiowałeś orientalistykę i chcesz podróżować po egzotycznych krajach.
- Zgadza się. - Powrócili do tańca. - Czekałem na spotkanie z panią, panno Cameron, bo wiele słyszałem od kuzynki o pani fascynującej przeszłości. Proszę mi opowiedzieć, jak się mieszka w Trypolisie.

v