wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

Pod ścianami stali tu chudzi i wysocy osobnicy w kapłańskich szatach, którzy rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami. Gdy do komnaty wszedł Coryphen, wszyscy umilkli i nisko się skłonili.
- Przyszedłem na wezwanie Jej Boskości - oznajmił Protektor.
- Jesteś oczekiwany - odparł przystrojony muszlami kapłan.
Coryphen kiwnął głową słudze stojącemu u wewnętrznych drzwi. Ten podniósł młoteczek i uderzył w kurant zestawiony z różnych muszli - rozległy się dźwięczne i miłe dla ucha tony. Gdy drzwi zaczęły się rozsuwać, kapłani i przyboczni odwrócili się do nich tyłem.
- Pamiętaj! - syknął Coryphen. - Nie patrz Jej Boskości w twarz!
Vixa opuściła wzrok na swoje bose stopy. Piękne mi traktowanie członka królewskiego rodu Qualinostu, pomyślała, gotując się ze złości. W jej żyłach płynęła krew Kith-Kanana i Silvanosa! Dlaczego nie wolno jej spojrzeć w twarz tej podmorskiej... króliczki?
Całą komnatę przyjęć wypełniały nieustannie przemieszczające się smugi zielonkawej poświaty. Protektor opadł na jedno kolano, dając znak Vixie, że powinna zrobić to samo.
- Boska Królowo, twój sługa, Coryphen, przybywa na twe żądanie - powiedział morski elf. Vixa nawet nie drgnęła. Qualinestyjskie księżniczki uginają kark jedynie przed Mówcą. Coryphen szarpnął ją silniej, Vixa straciła równowagę i padła - dość niezgrabnie - na oba kolana.
- Czy to ta lądowa panna, o której mi mówiono? - rozległ się wysoki i dość cichy głos.
- Tak, o Boska.
- Byli wszak z niÄ… i inni, czy nie tak?
- Owszem, o Boska. Razem pięcioro. Jeden utonął, trzej pozostali tkwią w pieczarze Nissii i zajmą się robotą przy Murze.
Nastąpiła chwila ciszy. Vixa usłyszała oddech królowej. W końcu rozległo się kolejne pytanie. - Jesteś... mała. Czyżbyś była dzieckiem?
- Odpowiedz! - Coryphen ponaglił ją kuksańcem w żebra.
- Nie jestem dzieckiem, Wasza Wysokość - odpowiedziała Vixa. Głupio się czuła, mówiąc z oczami skierowanymi na posadzkę. - Moi ziomkowie uważają mnie za niezwykle wysoką.
- Widzę, że Dargonestyjczycy znacznie przerośli suchawców... i przewyższają ich siłą - stwierdził spokojny głos. - Wszystko to dzięki naszej mądrości i boskiej łasce.
Co za pycha! Vixa miała już powiedzieć Jej Boskości, co sądzi o wyższości Dargonestyjczyków, kiedy usłyszała polecenie: - Zbliż się!
Coryphen wstał i podniósł księżniczkę na nogi Zrobili sześć kroków i znów opadli na kolana. Przed Vixą rozpościerał się teraz rozległy fragment polerowanego bazaltu. Widać w nim było niewyraźne odbicie Jej Boskości. Księżniczka zmrużyła oczy, próbując rozróżnić rysy królewskiej twarzy.
- Kto włada twoim krajem, dziewczyno?
- Mówca Słońca, Silveran, Królowo.
- Czyim jest synem?
- Wielkiego Kith-Kanana. Jego matką była Kagonestyjka o imieniu Anaya, która będąc brzemienną, zmieniła się w drzewo... i urodziła syna wiele, wiele lat później.
Nastąpiła chwila ciszy, po której padło pytanie: - Cóż to takiego, owo drzewo?
Pytanie tak zdumiało Vixę, że niewiele brakło, a podniosłaby głowę. Powstrzymała się jednak i wyjaśniła krótko, czym są na lądzie drzewa.
- A... rozumiem. To coÅ› jak nasze korale... Powiedz mi, co wiesz o Silvanesti?
Zmiana tematu znów zaskoczyła księżniczkę. Coryphen ponaglił ją kuksańcem i dziewczyna odpowiedziała: - Królowo.., nigdy tam nie byłam. Silvanestyjskie elfy niemal z nami nie rozmawiają.
- Dlaczego?
Vixa zaczęła opowiadać o Wojnach Zabójców Rodu i sporze pomiędzy Kith-Kananem i jego bliźniaczym bratem, Mówcą Gwiazd, Sithasem. Długo to trwało, bo księżniczka nie była miłośniczką historii i wielu szczegółów po prostu nie pamiętała, opowieść zaś była długa i skomplikowana. W końcu jednak dobrnęła do końca i wydało jej się, że zadowoliła podmorską władczynię. Wreszcie, zebra- wszy się na odwagę, zadała własne pytanie:
- Królowo.., kiedy mnie i moim towarzyszom wolno będzie wrócić do domu?
Potężny, ogłuszający niemal cios, który bez najmniejszego ostrzeżenia trafił ją w skroń, powalił Vixę na posadzkę. Kiedy padała, pękł jej pas i maleńkie koraliki rozprysnęły się na wsze strony!
- Nie do ciebie należy stawianie pytań! - warknął Coryphen. Mówił cicho, ale jego głos przepełniała wściekłość.

v