wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...


Po tych słowach wszyscy weszli do środka, a gdy tylko ostatni zamknął za sobą drzwi, Ster-
nau pytał dalej:
– Czy jest pan sam, senior?
– Tak.
– Nikt nie może nas sÅ‚yszeć?
– Nie, nikt.
– To i dobrze, bo mam do pana proÅ›bÄ™ – powiedziaÅ‚ Sternau spokojnie, co uspokoiÅ‚o Hilario.
– Czy nie zechciaÅ‚by pan raczej powiedzieć, kim jesteÅ›cie? – spytaÅ‚.
– Dowie siÄ™ pan, prosimy tylko o szczerÄ… odpowiedź na nasze pytania. ProszÄ™ mi powie-
dzieć, czy nie był pan przypadkiem uprzedzony o naszym przybyciu?
– Nie, kto miaÅ‚ to uczynić?
– A czy wczoraj nie przybyÅ‚ tutaj pewien mężczyzna z kobietÄ….
– Nie.
– Nazywa siÄ™ Kortejo.
– Nie znam tego nazwiska, żyjÄ™ naukÄ… i leczeniem, polityka mnie nie interesuje.
– A skÄ…d pan wie, że nazwisko to zwiÄ…zane jest z politykÄ…? Nie próbuj nas senior dalej oszu-
kiwać, wiemy, że prowadzisz ożywioną korespondencję z wszystkimi politykami w kraju.
Hilario zląkł się, skąd ten Sternau o tym wiedział.
– Myli siÄ™ pan – zaprzeczyÅ‚ energicznie. – Nigdy nie sÅ‚yszaÅ‚em o żadnym Korteju.
– Czyli, że Kortejo i jego córka nie ukrywajÄ… siÄ™ tutaj?
– Nie.
– Na pewno nie przebywajÄ… w podziemiach?
– Nie. W ogóle, jakim prawem wtargnÄ…Å‚ pan do mego mieszkania i zadaje tego typu pytania.
WezwÄ™ pomoc?
– To siÄ™ panu nie opÅ‚aci.
53
– To czego chcecie ode mnie?
– Ma nam pan wydać Korteja i jego córkÄ™.
– Ja nic o nich nie wiem.
Sternau stracił cierpliwość, złapał Hilario za gardło i ścisnął tak mocno, że zakonnikowi
oczy wyszły na wierzch, ale zrozumiał, że to nie przelewki, bo wystękał:
– Ja... chcÄ™...
Sternau zwolnił uścisk.
– Zatem oboje sÄ… tutaj?
– Tak.
– Gdzie?
– W podziemiach.
– Nie chce pan chyba powiedzieć, że sÄ… zamkniÄ™ci?
– Tak, sÄ… mymi więźniami. Sternau przypatrzyÅ‚ siÄ™ mu uważnie.
– Mówi pan prawdÄ™?
– Tak senior. Nie wiem kto panu to wszystko powiedziaÅ‚, ale skoro już wiesz, to powiem, że
Kortejo jest moim wrogiem. Przypadkiem chciał znaleźć u mnie schronienie, ale tak napraw-
dę wpadł w moje ręce. Zamierzam go trochę pomęczyć, a potem wydam Francuzom.
– Lepiej pan zrobi wydajÄ…c go nam.
– Co z tego bÄ™dÄ™ miaÅ‚?
– MyÅ›li pan o zapÅ‚acie? Może siÄ™ to panu nie opÅ‚acić. Pytam krótko, wyda nam pan ich?
Macie senior minutę do namysłu.
– Jestem gotów! Pozwól mi pan tylko zawoÅ‚ać mego bratanka, on pilnuje więźniów i ma
klucze – powiedziaÅ‚ zgodny nagle Hilario, po czym zastukaÅ‚ w Å›cianÄ™.
Po chwili zjawił się Manfredo i pełnym ciekawości, a zarazem strachu wzrokiem zmierzył
przybyszów.
– Panowie przybyli po naszych więźniów – powiedziaÅ‚ Hilario.
– Kim sÄ…?
– To nie powinno ciÄ™ interesować. Czy jest droga wolna?
– Raczej tak.
Hilario sięgnął po latarkę.
– Dla bezpieczeÅ„stwa i pewnoÅ›ci – wtrÄ…ciÅ‚ Sternau – jeden z panów pójdzie przodem, a dru-
gi z tyłu. Pierwszy będzie zakładnikiem, jeżeli coś złego się wydarzy, roztrzaskamy mu gło-
wÄ™.
Stało się jak przewidział Hilario. Gdy dotarli w podziemiach do piwnicy, której drzwi obite
były blachą stanął, odsunął dwie zasuwy i powiedział do bratanka:
– Daj klucz!
– Czy tam sÄ… Kortejowie? – spytaÅ‚ Sternau.
– Nie, w nastÄ™pnym.
Manfredo otworzył zamek i odsunął się na bok, by przepuścić pozostałych. Hilario szedł
przodem. Nikt nie zauważył, że przeciwległe żelazne drzwi nie są domknięte. Zanim cokol-
wiek zauważyli, zakonnik skoczył naprzód i zatrzasnął je za sobą. W tym samym momencie
usłyszeli z tyłu taki sam odgłos. To Manfredo wykonał polecenie stryja. Znaleźli się w po-
trzasku, a na dodatek w zupełnych ciemnościach.
– Do stu tysiÄ™cy diabłów! JesteÅ›my uwiÄ™zieni! – zaklÄ…Å‚ Helmer.
– Uff! – westchnÄ…Å‚ Apacz.
Bawole Czoło strzelił w stronę drzwi.
– Co mój brat czyni? – spytaÅ‚ Sternau.
– ChcÄ™ roztrzaskać zamek!
– To na nic, zasuwy sÄ… zbyt mocne. WyjÄ…Å‚ z kieszeni zapaÅ‚ki. W ich Å›wietle ujrzeli mglistÄ…
smugÄ™ wydobywajÄ…cÄ… siÄ™ spod drzwi i poczuli silny, duszÄ…cy zapach.
54
– ChcÄ… nas otruć! – krzyknÄ…Å‚ Helmer. – WpuszczajÄ… jakiÅ› gaz!

v