wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...


— Lecz jutro księżniczka Nauzykaa obwieści swój wybór.
— Jutro może być za późno. Co się stanie, jeśli król przybędzie dziś w nocy?
Ajton wychylił złotą czarę i ulał nieco wina na obiatę duchowi wuja Mentora.
Amfinomos odszedł, trzęsąc w zasępieniu głową, i Ajton wierzył, że okaże się na tyle
rozsądny, by się dostosować do jego wskazówek.
Nagle dał się słyszeć szmer i całe towarzystwo porwało się na nogi. W głównych
drzwiach ukazała się moja matka i stanęła z ręką wzniesioną do góry, prosząc o ciszę.
Każdy albo ją kocha, albo się boi mojej matki. Większość się jej boi. Mówi ona mało
i działa rzadko, ale gdy działa i mówi, najmądrzej jest uważać.
— Moi panowie — odezwała się. — Jestem znana z cierpliwości i pobłażliwości.
Dotąd myślałam o was jak o nieodpowiedzialnych chłopcach, tolerując wasze dzikie
zachowanie, ufna, że zapewne naprawicie szkody, które powodujecie. Nie mogę jed-
nak zezwolić na złe uczynki. Na przykład, nie mogę pozwolić, byście bili żebraka, który
przychodzi do pałacu w poszukiwaniu jadła. Klitoneosie, czemu nie wyrzuciłeś męża,
który cisnął stołkiem?
— Nie miałem na to dość siły i mocy, matko — usprawiedliwiał się Klitoneos.
— Nikt by mnie tutaj nie wspomógł.
— Bogowie by to uczynili, dziecko — odrzekła. — Z pewnością, wiesz o tym.
I jeszcze jedno, moi panowie. Córka moja postanowiła wskazać jutro człowieka, któ-
rego zamierza poślubić, a jeśli sądzicie, że od was się niczego nie oczekuje, to bardzo
się mylicie. Jako matka Nauzykai muszę dopatrzyć, by się z nią szlachetnie obchodzo-
no. Zwyczaj każe, by zalotnicy przyprowadzali z sobą własne wieprze, owce i bydło do
domu swego przyszłego teścia, a nie wymagali dzień po dniu darmowych posiłków.
Powinni również składać cenne dary; poślijcie więc natychmiast służących po wasze
dary; a kto przyszedł bez służącego, niech sam idzie i przyniesie. Pokażę później dary
i spis tych, którzy je dali, mojej córce. Stan nadmiernego podniecenia, w jakim się znaj-
dujecie, i zniewagi, które ją spotkały, gdy pojawiła się przed chwilą w oknie wieży, od-
jęły jej ochotę, by się wam teraz pokazać.
Sarkając po cichu posłuchali wszyscy i w pół godziny potem moja matka zebrała
najpiękniejszą, jaką sobie można wyobrazić, kolekcję ślubnych darów. Antinoos przy-
niósł długą haowaną szatę ze szkarłatnej tkaniny z dwunastu złotymi broszami, a na
każdej był wyobrażony inny ptak lub zwierzę; Eurymachowym darem był naszyjnik
z bursztynu i złota, którego pożądała Ktimena; były także kolczyki z pereł, grzebienie
z kości słoniowej, złote diademy, srebrne bransolety wysadzane agatem i osobliwy pas
z łuskami jak u węża ofiarowany przez Amfinomosa. Matka podziękowała im poważnie
i weszła do domu, po czym zalotnicy zaczęli grać w kottabosa.
124
125
Noc ich zastała przy tej grze. Klitoneos kazał ustawić naczynia na trójnogach, które służące wniosły na środek dziedzińca i roznieciły im nich ogień z drzazg suchej sosny,
strojąc żarty i śmiejąc się.
— To nie jest miejsce dla młodych kobiet — rzekł Ajton, przykulawszy ku nim.
— Wróćcie do swej pani na górę.
Jedną z dziewczyn była Melanto.
— Ty mnie będziesz uczył, wstrętny żebraku? — wrzasnęła. — Wino musiało ude-
rzyć ci do głowy. Wynoś się stąd zaraz i zrób miejsce dla lepszych od siebie.
— Czy mam donieść o tym królowej, gdy pójdę do niej? — spytał Ajton. Melanto
przestraszyła się i umknęła z dziewczynami, co zezłościło Eurymacha, bo zamierzał
pójść z nią do ogrodu.
— Hej człowieku — powiedział. — Przypuśćmy, że nająłbym cię do pracy przy ko-
paniu rowów i sadzeniu młodych drzewek. Co ty na to? Wyglądasz na dosyć silnego do
pracy na polu. A może żebraniem łatwiej zarobić na życie?
— Panie mój, Eurymachu — odparł Ajton. — Byłbym rad wyzwać cię kiedyś do za-
wodów przy żniwach lub orce; wiem dobrze, kto by się pierwszy zmęczył. Albo, skoro
o tym mowa, walczyć z tobą ramię przy ramieniu przeciw oddziałowi fenickiej gwar-
dii, a potem policzyć trupy; wiem dobrze, kto zabiłby więcej. Chwalisz się i znęcasz nad
słabszymi, panie mój, Eurymachu, uważasz siebie za wielkiego tylko z tej przyczyny, że
twoje męstwo nigdy nie było poddane próbie.
Eurymachos wrzasnął:
— A ty, zdaje się, sądzisz, że jak powaliłeś samochwała Irosa, możesz do mnie
mówić jak do niewolnika. A masz!
Rzucił podnóżkiem Ajtonowi w głowę. Ajton odsunął się i pocisk ugodził w Ponto-
noosa, podczaszego, w chwili gdy napełniał czarę Amfinomosa. Pontonoos upadł jęcząc
i wypuścił dzban z ręki, a Sykańczycy i Trojanie głośno lżyli Eurymacha, że im psuje
zabawę. Ajton dobrze się spisał, ośmieszając obu przywódców spisku i niszcząc jedno-
myślność pozostałych zalotników.
Klitoneos zastukał końcem włóczni o podłogę i wykrzyknął:
— Dość tego, moi panowie! To zgromadzenie nie panuje już nad sobą. Proponuję,
żebyście poszli do domów i aby sen wywietrzył wam z głów opary wina. Jutro jest dzień
nad dniami, musimy być wypoczęci.
— Bardzo rozsądna myśl — zgodził się Amfinomos. — Proponuję wznieść kielichy

v