wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...
- Może to po prostu skutek działania thalotu. Dzisiejszej nocy będziemy nocować na statku i wyruszymy jutro o pierwszym brzasku.
Garion skinął głową i z pewnym żalem dotknął wygiętej w łuk szyi Chretienne’a, gdy oddawał wodze czekającemu pachołkowi.
Przewieziono ich łodzią z piaszczystej plaży na pokład wspaniałego żaglowca. W odróżnieniu od ciasnych kajut, jakie widywał Garion na większości statków, którymi do tej pory żeglował, kabiny tu były prawie tak obszerne jak komnaty pokaźnych rozmiarów domu. Zastanowił się nad przyczyną różnicy. Na innych statkach pozostawiano niewiele miejsca na kajuty, ponieważ ogromną część dolnych pokładów wykorzystywano do przewozu ładunku. Jedynym ładunkiem, jaki zazwyczaj przewoził ten statek, był cesarz Mallorei.
Tego wieczoru jedli homary serwowane w jadalni o niskim suficie, na pokładzie pływającego pałacu Zakatha. Przez ostatni tydzień Garion skupiał tak wiele uwagi na zaskakującej osobie cesarza, że nie miał specjalnych okazji do rozmowy z przyjaciółmi. Kiedy więc teraz zajęli miejsca przy stole, świadomie usadowił się na przeciwnym krańcu, jak najdalej od Zakatha. Z ulgą zasiadł między Polgarą a Durnikiem, podczas gdy Ce’Nedra i Velvet zabawiały cesarza ożywionymi niewieścimi pogaduszkami.
- Wyglądasz na zmęczonego, Garionie - zauważyła Polgara.
- Od pewnego czasu czuję się niezbyt dobrze - odparł. - Bardzo bym chciał, żeby ten człowiek nie zmieniał co chwila swego oblicza. Za każdym razem kiedy myślę, że go już rozgryzłem, okazuje się nagle kimś zupełnie innym.
- Niedobrze jest klasyfikować ludzi, kochany - doradziła dotykając jego ramienia. - To pierwsza oznaka krętactwa.
- Czy naprawdę mamy to jeść? - spytał zdegustowany Durnik, wskazując nożem jasnoczerwonego homara, który spoglądał na niego z talerza.
- Po to są właśnie szczypce, Durniku - wyjaśniła szczególnie łagodnym tonem Polgarą. - Musisz wydłubać mięso spod pancerza.
Odstawił talerz.
- Nie mam zamiaru jeść czegoś, co wygląda jak duża czerwona pluskwa - zadeklarował wzburzony. - Pewne dania wykreślam z mojego jadłospisu.
- Homary to przysmak, Durniku - zapewniła. Chrząknął.
- Niektórzy ludzie jedzą też ślimaki.
Oczy zabłysły jej nagle, lecz opanowała się i odpowiedziała mu tym samym łagodnym tonem.
- Jestem pewna, że możemy poprosić, żeby zabrali to i przynieśli ci coś innego - ciągnęła.
Spojrzał na nią przeciągle.
Garion obserwował ich oboje, po czym stwierdził, że wszyscy znają się zbyt długo, żeby aż tak roztkliwiać się nad podobnymi sprawami.
- W czym problem, Durniku? - spytał wprost. - Jesteś zły jak borsuk z zakatarzonym nosem.
- W niczym - warknÄ…Å‚ Durnik.
Garion zaczął teraz kojarzyć pewne fakty i układać je w logiczną całość. Przypomniał sobie prośbę Andel skierowaną do cioci Pol, a dotyczącą Totha. Spojrzał przez stół ku miejscu, gdzie olbrzym-niemowa, z oczyma utkwionymi w talerzu, robił wszystko, żeby stać się niezauważalnym. Następnie przeniósł wzrok na Durnika, który sztywno odwracał twarz od byłego przyjaciela.
- Och - odezwał się - teraz chyba rozumiem. Ciocia Pol powiedziała ci coś, czego nie chciałeś usłyszeć. Ktoś, kogo bardzo lubiłeś, zrobił coś, co cię rozgniewało, i nagadałeś mu rzeczy, których bardzo żałujesz. Potem dowiedziałeś się, że tak naprawdę nie miał wyboru i to, co zrobił, było w rzeczywistości słuszne. Teraz chciałbyś, by powróciły dobre stosunki między wami, lecz nie wiesz, jak zrobić pierwszy krok. Czy to jest powód, dla którego zachowujesz się w taki sposób i jesteś nieuprzejmy dla cioci Pol?
Twarz Durnika wyglądała z początku na sparaliżowaną, a następnie z purpurowej zamieniła się w bladą jak ściana.
- Nie muszę tego słuchać - wybuchnął zrywając się na równe nogi.
- Och, usiądź, Durniku - rzekł Garion. - Wszyscy za bardzo się kochamy, żeby zachowywać się tak okropnie. Zamiast czuć się zażenowanymi i wzburzonymi z tego powodu, może spróbujemy coś zaradzić, by wspólnie rozwiązać ten problem?
Durnik spróbował spojrzeć Garionowi prosto w oczy, lecz w końcu spuścił głowę. Twarz paliła go jak ogień.
- Źle go potraktowałem, Garionie - wybąkał opadając na krzesło.
- W istocie - zgodził się Garion - ale uczyniłeś tak, ponieważ nie rozumiałeś, co on robi i dlaczego. Ja sam nie rozumiałem aż do przedwczoraj, kiedy Zakath wreszcie zmienił zdanie i zdecydował się zabrać nas wszystkich do Mal Zeth. Cyradis wiedziała, że to zrobi, i dlatego skłoniła Totha, żeby oddał nas w ręce Ateski. Ona chce, żebyśmy dotarli do Sardiona i spotkali się z Zandramas, więc aranżuje to wszystko, a Toth zawsze czyni to, co ona uważa za słuszne. W obecnych okolicznościach trudno by nam było znaleźć lepszego przyjaciela.
- Jak mógłbym teraz... to znaczy, po tym jak z nim postąpiłem?
- Bądź uczciwy. Przyznaj się do winy i przeproś. Durnik spoważniał na twarzy.
- Niekoniecznie słowami, Durniku - powiedział cierpliwie Garion. - Ty i Toth porozumiewaliście się bez słów przez wiele miesięcy. - Spojrzał z namysłem na niskie sklepienie ponad ich głowami. - To jest statek - rzekł - i wypływamy na ocean. Czy sądzisz, że znalazłoby się kilka ryb w tej kałuży?
Twarz Durnika błyskawicznie rozpromienił uśmiech. Westchnienie Polgary wyrażało jednak pewną melancholię. Kowal spojrzał nieśmiało przez stół.
- Mówiłaś, że jak mam wyciągnąć tego robala z jego pancerza, Pol? - spytał wskazując na homara, złowrogo spoglądającego z talerza.
Wkrótce pożeglowali na północny wschód od wybrzeży Haggi pozostawiając za sobą zimę. W pewnym momencie podróży przecięli niewidoczną linię i powtórnie wpłynęli na północną stronę świata. Durnik i Toth, początkowo nieśmiało, później z większym zaufaniem odnowili swą przyjaźń, spędzając całe dnie na rufie, gdzie zanurzali w morzu przeróżne sznurki, kolorowe wabiki i przynęty znalezione na statku.