wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

– Potrzebna mi tu Eleanora! – Potem znowu odwrócił się do Mardukanki i podniósł rękę. – Potrzebuję jednego z moich doradców.
Podejrzewam, że w grę wchodzą różnice kulturowe i będzie nam potrzebne lepsze tłumaczenie niż to, które ja mogę zapewnić.
Chociaż akcent verna poprawiał się niewiarygodnie szybko, duża część tego, co właśnie powiedział, była dla Pedi niezrozumiałym bełkotem. Zresztą i tak nic nie mogło zmienić jej zobowiązań. Ani to, co mógł powiedzieć, ani przybycie wspomnianego „doradcy”.
– Na mój honor, to nie może czekać – powiedziała i odwróciła się do D’Nal Corda.
– Jestem Pedi Dorson Acos Lefan Karuse, córka Pedi Agol Ropar Sheta Gastana, króla Doliny Mudh Hemh, pana Mudh Hemh. Przynoszę ze sobą tylko samą siebie, moje wyszkolenie, moje życie i mój honor. Zgodnie z wykładnią Drogi, oficjalnie przyznaję się do więzi benan i ślubuję służyć ci wszędzie i zawsze, aż do końca Ścieżki, poprzez Ogień i Popiół. Oby nasza podróż była długa.
– O, cholera – mruknął w imperialnym Roger. Zerknął na Corda, którego niezrozumienie języka Pedi było oczywiste, i pospiesznie sprawdził w swoim tootsie bazę danych kulturowych.
Potem porównał słowa Pedi z pigułką językową i wszystkimi matrycami kulturowymi, które napotkali podczas podróży. Wynik był ten sam.
– Co? – warknął Cord. – Co ona powiedziała?
– Oj, stary. – Roger pokręcił głową. – Nawet nie macie wspólnego języka!
– Co się stało? – spytał Pahner, podchodząc do nich.
– Cord – zaczął książę ze złośliwym uśmiechem – pamiętasz, ile razy powtarzałem ci, żebyś pomyślał, zanim skoczysz?
– Co ona powiedziała? – powtórzył groźnie szaman. – Zazwyczaj to ja albo kapitan Pahner przypominaliśmy o tym tobie.
– No, może powinieneś był posłuchać siebie samego – powiedział Roger i zaczął się śmiać.
Machnął ręką w stronę Pedi. – Ona twierdzi, że jest twoją asi.
– O... w mordę – mruknął Pahner. Przez chwilę patrzył na Pedi, potem spojrzał na Corda. –
O... w dupę.
– Ale... ale tylko mój lud zna więź asi – zaprotestował Cord. – Wiele razy prowadziłem z Eleanorą długie dyskusje o kulturze mojego ludu i innych kulturach, które napotkaliśmy po drodze. I tylko mój lud zna więź asi!
Roger pokręcił głową, starając się – chociaż nie za bardzo – powstrzymać wybuch głośnego śmiechu, kiedy obejrzał się na Pedi i dostrzegł jej frustrację wywołaną niezrozumiałym dla niej zachowaniem Corda, który z kolei nie rozumiał jej. Ich całkowita niemożność porozumienia wydała się księciu doskonałą zemstą Murphy’ego na szamanie-kosmopolicie, który uznał się za
„niewolnika” Rogera, jego mentora, moralnego preceptora i niezmordowanego, wymagającego przewodnika. Zwłaszcza że Pedi wydawała się mieć tak samo zasadnicze podejście do swojej więzi benan, jak Cord do bycia asi.
– Cóż – stwierdził książę z niewinnym uśmiechem – przynajmniej tyle będziecie mieli ze sobą wspólnego.
Rozdział dwunasty

– Och, oni mają ze sobą więcej wspólnego – powiedziała trzy godziny później Eleanora O’Casey do ludzi zgromadzonych w zatłoczonej sali narad „ Hooker”. – Właściwie nawet o wiele więcej.
Problem załóg dla zdobytych statków został częściowo rozwiązany. Pięć ocalałych pirackich okrętów obsadzono szkieletowymi załogami zebranymi ze wszystkich sześciu szkunerów, uzupełniając je tymi k’vaernijskimi piechurami, którzy odróżniali dziób od rufy. Potem
„ Hooker”, „ Pentzikis”, „ Morska Piana” i „ Tor Coll” ruszyły, bryzgając pianą, na północny zachód, a „ Snarleyow” i „ Książę John” (na którym pospiesznie stawiano nowy fokmaszt) dotrzymywały towarzystwa” Córze Deszczu” Tob Kerra i zdobytym lemmarskim statkom. Na szczęście flotylla wiozła na pokładzie „ Snarleyowa” zapasowe drzewce. Wymiana masztu
„ Księcia Johna” nie była więc problemem, ale Roger wątpił, czy uda im się naprawić oba pozbawione masztów okręty pirackie. Mimo to czuł się spokojny, zostawiając tę sprawę załodze
„ Snarleyowa” i „ Księcia Johna”, podczas gdy reszta flotylli ruszyła w pościg za zdobytym przez piratów konwojem.
Spotkanie w sali narad zorganizowano po to, by omówić problemy, jakie mogą pojawić się przy zdobywaniu czy „odbijaniu” pozostałych statków. Poza tym Roger i Pahner doszli zgodnie do wniosku, że nadszedł czas, aby zapoznać większość oficerów z sytuacją polityczną na lądzie i zastanowić się, czego należy spodziewać się po wylądowaniu.
– Proszę bardzo – powiedział Pahner, wyciągając korzeń bisti i odkrawając plasterek. – Ja już wiem co nieco na temat tego, w co się pakujemy, ale równie dobrze może pani opowiedzieć o tym reszcie.
– Oczywiście. – Naczelniczka świty wyjęła swój pad i włączyła go. – Po pierwsze...