wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

Gdy jeszcze niedawno był lekkoduchem i włóczęgą, to teraz okazał się osobnikiem zdyscyplinowanym, nienagannym i odpowiedzialnym - krótko mówiąc, zupełnie innym człowiekiem. A jednak również w ciągu lat wojny zachował w nie zmienionej postaci swoje typowe cechy charakteru. Uznany
163
przez swoich frontowych towarzyszy za intelektualistę, odnosił się do nich raczej z rezerwą i chętnie demonstrował swoją duchową przewagę w ten sposób, że - o ile pozwalała na to dana sytuacja - czytał dzieło Schopenhauera Świat jako wola i przedstawienie. Ponieważ także w okopach zwykł był toczyć polemiki, począł coraz bardziej sprawiać na kolegach wrażenie zarozumialca, gaduły i śmiesznego fanfarona; co więcej, czasem powątpiewali oni wręcz, czy jest przy zdrowych zmysłach, kiedy na przykład na skraju okopu lepił z gliny figurki, ustawiał je rzędem i wygłaszał do nich przemowy, w których obiecywał stworzyć po osiągniętym zwycięstwie wolne państwo ludowe.
Z drugiej strony uderzające było to, że okoliczność, iż kilkakrotnie w sposób graniczący z cudem uniknął śmierci, umacniała go w przekonaniu, że „Opatrzność" musiała go wybrać na zbawcę jego narodu. Pod wpływem tego uczucia wygłosił kiedyś wobec swoich kolegów zapewne niezrozumiałe dla większości z nich proroctwo: „Wiele jeszcze będziecie o mnie słyszeć. Poczekajcie tylko, aż nadejdzie mój czas!"
Takie słowa wypowiada przecież tylko ktoś, kto się czuje wybrańcem i ma wręcz mesjańską świadomość swego posłannictwa. Najwyraźniej zajmował on się już wtedy w duchu zadaniami, które miały czekać na niego w Niemczech po wygranej wojnie. Zapewne dlatego w jego liście do asesora Ernsta Heppa z lutego 1915 roku czytamy: „...Każdy z nas ma tylko jedno życzenie: aby wkrótce mogło dojść do ostatecznego porachunku z tą bandą [...] i aby ci spośród nas, którzy będą mieć szczęście ujrzeć znowu ojczyznę, zastali ją czystszą i oczyszczoną z obcego tałatajstwa [...] i aby dzięki tym strumieniom krwi, jakie tu dzień w dzień płyną przeciwko międzynarodowemu światu wrogów, zmiażdżeni zostali nie tylko zewnętrzni nieprzyjaciele Niemiec, lecz aby załamał się także nasz wewnętrzny internacjonalizm".
Ale wojna pozwoliła także Hitlerowi oddać się w pełni żądzy zniszczenia. Ponieważ bezwarunkowo wierzył w słuszność darwinizmu społecznego, bezmiar powodowanych przez wojnę cierpień i śmierci nie budził w nim, jak w każdym normalnie czującym człowieku, odrazy i wstrętu, lecz sprawiał mu głęboką satysfakcję. Zapewniał później z całą powagą, że przeżyte przezeń lata wojny były najszczęśliwszym okresem jego życia.
W październiku 1916 roku Hitler został zraniony odłamkiem granatu w lewe udo, ale już 1 grudnia powrócił na front, gdzie jako gefrajter nadal wykazywał wiele odwagi. Przyczyną, dla której przez cały okres swojej służ-
164

by na froncie pomimo wielokrotnie wykazanego męstwa nie został awansowany na podoficera, było - rzecz szczególna - według słów jego przełożonego oficera to, że „nie można było w nim dostrzec odpowiednich cech przywódczych". W połowie października 1918 roku Hitler padł ofiarą brytyjskiego ataku gazowego, w związku z czym trzeba go było odesłać do zapasowego lazaretu Pasewalk na Pomorzu. 29 listopada pisał: „W nocy z 13 na 14 października 1918 uległem bardzo ciężkiemu zatruciu iperytem, wskutek czego początkowo zupełnie oślepłem". Według relacji generała von Bre-dowa, który potem z ramienia Kurta von Schleichera badał to wydarzenie, w przypadku tego trwającego trzy tygodnie oślepnięcia chodziło o coś w rodzaju „ślepoty histerycznej", było ono bowiem połączone z przejściowym porażeniem mowy i ani okulista, ani neurolog nie mogli stwierdzić żadnych obiektywnie sprawdzalnych zmian.
Ta postawiona później diagnoza wywołała niejakie zamieszanie. Na podstawie istniejących dokumentów i wypowiedzi świadków można z dzisiejszej perspektywy zrekonstruować to, co się wówczas wydarzyło, w sposób następujący: Według zeznania profesora dra Solledera Hitler wraz z innymi żołnierzami został po wspomnianym ostrzale pociskami gazowymi pod La Montagne odesłany jako „zagazowany" do lazaretu. Pod wpływem przerażenia, że na zawsze oślepnie, był przez chwilę w takim szoku, że nie potrafił wydobyć z siebie ani słowa, znajdował się więc w stanie, który G. Dalma w opublikowanym w roku 1944 psychiatrycznym studium określa jako „niemotę histeryczną". Dzisiaj możemy z całą pewnością powiedzieć, że w przypadku owego zatrucia gazem chodziło o niezwykle gwałtowne zapalenie i obrzmienie spojówek i powiek, które sprawiało, że człowiek nim dotknięty przejściowo tracił wzrok. Stan ten stosunkowo szybko ustąpił, tak że Hitler mógł być przekonany, iż nie doznał żadnego trwałego uszkodzenia oczu. Tymczasem jeszcze w lazarecie w Pasewalk dosięgła go szokująca wiadomość o podpisaniu przez Niemcy zawieszenia broni z państwami Ententy, na którą zareagował - jak to sam opisał - „nawrotem ślepoty". Tym razem było to rzeczywiście niedomaganie uwarunkowane czysto psychicznie. Ta stwierdzona przez profesora Edmunda Forstera z Greifswaldu psychogenna, czyli histeryczna, ślepota została potwierdzona psychiatrycznym orzeczeniem profesora Wilmanna, ordynatora oddziału psychiatrii w Heidelbergu, oraz profesora Oswalda Bumkego, dyrektora psychiatrycznej kliniki uniwersyteckiej w Monachium.
165

v