wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

Ale to nie ma nic do rzeczy; można nie mieć wcale głosu, a
być nader porządnym i pożytecznym stworzeniem boskim, jak np. rak albo ryba, albo śpiewa-
cy Wielkiej Opery we Lwowie, którym żaden nadpełtwianin nie miałby za złe, gdyby całkiem
oniemieli.
Pani Kacprowska siedziała na kanapie, a obok niej rzędem trzy panny Kacprowskie;
wszystkie cztery panie były w czarnych sukniach, miały żelazne czarne krzyżyki na czarnych
żelaznych łańcuszkach u szyi, czarne paski z białymi orłami u talii i czarne pierścionki z bia-
łymi obwódkami na paluszkach. Były to bowiem czasy żałoby, nasze panie smuciły się nad
niedolą ojczyzny – teraz już im weselej, noszą więcej kolorów, niż ich jest w tęczy, więcej
złota, niż go ma na sobie wielki król Kazimierz w marmurowym krakowskim grobie, i więcej
jasnych kwiatów, niż jasnych łez wylały nad naszą męką, nędzą i hańbą. Ale ponieważ i my
nie lepsi, nie wymagajmy od naszych pań i panien uczuciowości w tym mądrym stuleciu,
które odkryło, że pochodzi prosto od małpy, i nie może nacieszyć się tym odkryciem. Uczucie
jest tylko miłą albo niemiłą afekcją nerwów, inne zaś tak zwane uczucia są urojeniami, któ-
rych człowiek nabywa lub pozbywa się z wiekiem. Dlatego i uczucie patriotyczne najprzód
jest w sercu i wywołuje powszechną żałobę, później przenosi się w pięty i wywołuje tańce i
bale z celami patriotycznymi, a na koniec znika całkiem lub oddane bywa do przechowania
literatom i dziennikarzom, jak futro do kuśnierza na lato. Ponieważ zaś kuśnierz także w lecie
chodzi bez futra, więc i literaci, a nawet dziennikarze narodowo- -demokratyczni sprawiają
sobie na lato lżejsze, ogólnosłowiańskie ubranie, a ducha narodowego tylko od czasu do czasu
przewietrzają i trzepią z wielkim hałasem, ażeby wiedziano, że go mają u siebie i „stoją przy
nim na straży”345.
Trzy były panny Kacprowskie, jak mówiłem, wszystkie trzy nadobne i pełne wdzięku.
Najstarsza, panna Melania, była smętną i poetyczną, czułą dla ludzi, dla kwiatów, dla jaskó-
łek, dla księżyca i dla niewinnych kurcząt, które nielitościwie zarzynano, lubiła poezje Le-
nartowicza i ryż sztorcowany na zimno, z śmietaną i konfiturami. Przy tym na złość swemu

342 respective (łac.) – względnie.
343 Volksredner (niem.) – trybun, mówca ludowy; aluzja odnosi się do członków Tow. Demokratycznego.
344 Tu mowa o Leopoldzie Mikulskim (pseudonim L. Mulski), tłumaczu książki niemieckiego filozofa i
przedstawiciela wulgarnego materializmu, Ludwika Büchnera, Kraft und Stoil. Tłumaczenie to umieścił »Dzien-
nik Lwowski« w roku 1869. Cała dygresja skierowana jest przeciw politykom obozu Smolki (Volksrednerom) i
redaktorom »Dziennika Lwowskiego«, których Lam oskarża o nieuctwo i głupotę polityczną.
345 Aluzja ta odnosi się do słowianofilskich sympatii wśród członków Tow. Narodowo-Demokratycznego.
Określenia, że Towarzystwo „stoi na straży godności narodowej”, użył w jednym z artykułów K. Groman.
108
imieniu była blondynką346, oczy jej mogły uchodzić za niebieskie, a cera za alabastrową.
Znam pewnego nader złośliwego pisarza angielskiego, który twierdzi, że fizjonomie tego ro-
dzaju przypominają mu zawsze, nie wiedzieć czemu, cielęcinę na zimno, ale ja, nie będąc i
nie chcąc być złośliwym, muszę wyznać, że potrawa ta wydaje mi się cokolwiek mniej me-
lancholiczną niż panna Melania, od której według zdania filologów okolicznych wyraz me-
lancholia wziął swój źródłosłów, mianowicie o ile melancholia zawiera w sobie pojęcie apatii
i senności. Z tego widzimy, że panna Melania była nader interesującą istotą, delikatnym
kwiatem, nad którym warto by robić bliższe studia, gdyby się znalazł badacz i gdyby się napił
czarnej kawy, ażeby mu się nie wydarzyło to, co p. Kryspinowi Kryspinowskiemu – młodemu
obywatelowi z sąsiedztwa. Ten ostatni, zbadawszy dokładnie ekstrakt tabularny p. Kacprow-
skiego, przyjeżdżał często do Cewkowic w celu robienia studiów nad panną Melanią i zosta-
wiony raz z nią sam na sam na balkonie od strony ogrodu, wsparłszy się na poręczu, usnął.
Poręcze były stare i zbutwiałe, p. Kryspin załamał się, spadł z balkonu i uderzył czaszką o
cegłę leżącą na dole. Czaszce nie stało się nic, bo była twardą, ale mózg, niedość szczelnie ją
zapełniający, otrząsł się i p. Kryspin stał się ofiarą swojej gorącej miłości w kilka tygodni po
tym wypadku. To odstręczyło innych konkurentów, aż na koniec przeszłego roku znalazł się
jeden, przemyślniejszy od swego poprzednika, bo przywoził zawsze z sobą tabakę, ile razy
był w Cewkowicach. Gdy się został sam z panną Melanią na balkonie, zażywał tabaki, ile
razy mu się na sen zbierało, i dzięki tej dzielnej prezerwatywie347 nie tylko nie usnął, nie
spadł i nie nadwerężył sobie tej części ciała, która mu służy do noszenia kapelusza i do skro-
bania się wobec trudnych położeń, ale nawet przebywa teraz cięższe próby, zostawszy za-
zdrości godnym małżonkiem panny Melanii.
Drugą z kolei była panna Róża. Ponieważ starsza siostra wzięła już była w posiadanie ro-
dzaj smętny, ta poświęciła się rodzajowi kapryśnemu, złośliwemu i o tyle filuternemu, o ile to
się pogodzić dało z arystokratyczną krwią Kacprowskich i Mohoryczewskich. Doprowadziw-
szy do wielkiej doskonałości pod tym względem, panna Róża była w kółku rodzinnym tym,
czym jest satyryczne pióro niezrównanego »Szaławiły«348 w gronie innych piór „tromtadra-
tycznych”. Miała także jasne włosy jak panna Melania, ruchy jej nie odpowiadały żywości
umysłu i satyryczne jej pociski przecedzały się z wolna przez białe ząbki i przez różowe usta,