wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

Aż nadto jesteś łaskawy dzisiaj. – Ragnar odetchnął z ulgą, rozglądając się na boki. Karah Isaan i Sternberg nie wyglądali na rannych, choć nagły atak musiał nimi wstrząsnąć. Hakon spryskiwał swoją twarz syntetyczną skórą, która zasklepiła natychmiast ranę na jego czole. Zawarte w niej środki znieczulające i antyseptyczne natychmiast zaczęły działać. Ragnar wiedział, że obrażenia musiały być rzeczywiście poważne, skoro sierżant użył medykamentów. Stary wilk nie uznawał takich pomocy, jeśli ich nie potrzebował. Nawet jeśli czuł ból, to nie okazywał tego po sobie. Spoglądając na niego Ragnar zastanawiał się, czy Hakon w trakcie swej długiej służby, był kiedykolwiek poważnie ranny? Czy przeszedł przez to, co odczuwał on sam? Nawet jeśli coś takiego miało miejsce, to sierżant nie pozwolił, aby wspomnienia go trapiły. Oto był wzór godny naśladowania, postanowił w duchu Ragnar. Skoro Hakon był w stanie przejść przez takie doświadczenia, nie tracąc w ich wyniku kontroli nad sobą, to i Ragnar będzie w stanie powtórzyć jego osiągnięcia.
Gwardziści Inkwizytora także krzątali się wokoło, opatrując swoich rannych. Obserwując ich Ragnar nagle zdał sobie sprawę, jak kruche było życie i ciało zwykłego człowieka. Piętrzące się wokoło trupy były potwornym widokiem. Ciała porozrywano w najróżniejszy sposób, zmieniając je w pokrwawione zwały mięsa i wewnętrznych organów. Ci którzy uniknęli takiego losu wyglądali jakby zapadli w sen. Ich obrażenia zdawały się być niegroźne, ot po prostu zadrapanie, które nie powinno powalić rosłego mężczyzny.
Ci gwardziści, którzy przeżyli, wyglądali na zmęczonych. W porównaniu z nimi Ragnar przypominał wulkan energii. Czy to była jego naturalna cecha, czy efekt zmian, jakie zostały wprowadzone do jego ciała podczas implantacji ziarna genetycznego? Ragnar chciałby poznać odpowiedź na to pytanie, ale w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby mu jej udzielić.
Gul, Sternberg i żołnierze ustawili się w kolumnie marszowej, szykując do dalszej podróży. Nils i Strybjorn także się zbliżyli, a Ragnar widział, że ustawicznie kontrolują otoczenie, szukając nowych wrogów. Oblicze Grimmskulla było ponure jak zwykle, ale jego zapach mówił o podnieceniu walką. Twarz Nilsa z kolei aż promieniała radością.
– To była dobra walka – powiedział z zadowoleniem w głosie. – Sam położyłem trupem z pięciu tych odmieńców. Choć przez chwilę było gorąco i myślałem, że nas pokonają!
Strybjorn wzruszył ramionami, spoglądając gdzieś w dal, nieobecnym spojrzeniem. Jego oblicze stało w jawnej opozycji do nastroju, który zdradzał jego zapach. Ekscytacja walką, którą musiał odczuwać była nawet silniejsza od tej, którą aż promieniował Nils.
– My też kilku zabiliśmy – mruknął Sven. – Załatwilibyśmy ich jeszcze więcej, gdyby Ragnar nie postanowił się położyć i odpocząć w samym środku bitwy.
– No dalej! – krzyknął Gul. – Sformować szyk! Przygotować się do wymarszu!
– Zbliżamy się do celu – powiedziała Karah Isaan, próbując dodać m otuchy. Ragnar wyczuwał, że jej pewność siebie była w większej części udawana.
– Mogę się założyć, że spotkamy jeszcze więcej tych cholernych genokradów, zanim znajdziemy trzecią część błyskotki – powiedział Sven.
– Aż się nie mogę odczekać – mruknął Nils, zajmując ze Strybjornem swoją pozycję w szyku.
– Łatwo ci gadać – warknął Sven. – To ja i Ragnar idziemy z przodu i zbieramy największe cięgi.
Wnętrze wraku stawało się coraz ciemniejsze i bardziej ponure. Tu i ówdzie na ścianach widniały laty jakiejś przypominającej ciało substancji, a w powietrzu Ragnar wychwytywał coraz to nowe zapachy. Przypominały mu smród wydobywający się z wnętrza rozprutego ludzkiego brzucha lub odchody zwierzęcia. Zapach piżma mieszał się tutaj z wonią podobną do tej, która towarzyszyła genokradom, choć ta wyczuwana w korytarzach był odrobinę inna, jakby należała do spokrewnionego z nim stworzenia.
– Czuję się tak, jakbym właził do czyjegoś brzucha – mruknął Sven. Ragnar pokiwał głową. Okolica sprawiała fatalne wrażenie, a każdy krok przynosił tylko coraz nowe, niemiłe niespodzianki.

v