wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

Gdy wróciłem, zastałem Nefernefernefer odzianą w królewskie płótno, w rudoczerwonej peruce na głowie. Jej szyja i przeguby, i kostki jej nóg ozdobione były wspaniałymi klejnotami, a przed bramą domu czekała na nią wytworna lektyka. Oddałem jej kwit biegłego w prawie pisarza i powiedziałem:
– Wszystko, co posiadam, jest teraz twoje, Nefernefernefer, wszystko jest twoje, nawet szaty, które noszÄ™ na sobie. A wiÄ™c jedzmy, pijmy, i zażywajmy z sobÄ… rozkoszy dzisiaj, bo nikt z góry nie wie, jaki bÄ™dzie dzieÅ„ jutrzejszy.
Wzięła zwój i obojętnie włożyła go do hebanowej szkatułki, po czym powiedziała:
– Bardzo mi przykro, Sinuhe, ale wÅ‚aÅ›nie zauważyÅ‚am, że zaczęła siÄ™ moja miesiÄ™czna sÅ‚abość. Dlatego nie możesz zbliżyć siÄ™ do mnie tak jak chciaÅ‚am. Toteż lepiej, żebyÅ› sobie poszedÅ‚ i pozwoliÅ‚ mi oczyÅ›cić siÄ™, jak to jest przepisane zwyczajem, gdyż gÅ‚owÄ™ mam ciężkÄ… i boli mnie brzuch. KtóregoÅ› innego dnia możesz przyjść znowu, a wtedy dostaniesz to, czego pragniesz.
Patrzyłem na nią i czułem śmierć w piersi, i nie mogłem powiedzieć ani słowa. Zniecierpliwiła się, tupnęła nogą o podłogę i rzuciła:
– Idź już sobie, bo mi siÄ™ Å›pieszy! – A gdy chciaÅ‚em jej dotknąć, powiedziaÅ‚a: Nie rozmaż mi farby na twarzy!
Poszedłem do domu i uporządkowałem swoje rzeczy, by stały gotowe na przyjęcie nowego właściciela. Mój jednooki niewolnik potrząsając głową snuł się za mną krok w krok, dopóki obecność jego nie zaczęła mnie drażnić i rozgniewany nie powiedziałem:
– Nie chodź za mnÄ…, bo nie jestem już twoim panem, należysz już do kogoÅ› innego. BÄ…dź mu posÅ‚uszny, gdyż kij jego może okazać siÄ™ twardszy od mojego.
Wtedy skłonił się przede mną do ziemi i wyciągnął ręce nad głową w głębokiej żałobie, płakał gorzko i powiedział:
– Nie odprawiaj mnie od siebie, mój panie, bo moje stare serce przywykÅ‚o do ciebie i pÄ™knie z troski, jeÅ›li mnie odprawisz. Zawsze byÅ‚em ci wierny, choć jesteÅ› bardzo mÅ‚ody i naiwny, i to, co ci ukradÅ‚em, kradÅ‚em, skrupulatnie rozważajÄ…c, jakie ty bÄ™dziesz mieć z tego korzyÅ›ci i ile godzi siÄ™ u ciebie kraść. Na moich starych nogach biegaÅ‚em po ulicach w żarze poÅ‚udnia, wywoÅ‚ujÄ…c twe imiÄ™ i wychwalajÄ…c twojÄ… sztukÄ™ lekarskÄ…, choć sÅ‚udzy innych lekarzy bili mnie kijami i rzucali za mnÄ… Å‚ajnem.
Serce miaÅ‚em jak wypeÅ‚nione solÄ…, a w ustach smak goryczy, gdy patrzyÅ‚em na niego, ale ogarnęło mnie wzruszenie i pochwyciwszy go za ramiona powiedziaÅ‚em: – WstaÅ„, Kaptahu! – W akcie kupna nosiÅ‚ on bowiem imiÄ™ Kaptah, jakkolwiek ja nigdy go tak nie nazywaÅ‚em, żeby nie wzbijaÅ‚ siÄ™ zanadto w dumÄ™ i nie wyobrażaÅ‚ sobie, że staje siÄ™ mnie równy. Gdy go wiÄ™c wzywaÅ‚em, woÅ‚aÅ‚em na niego zawsze “niewolniku", “durniu", “niedoÅ‚Ä™go" lub “zÅ‚odzieju".
Gdy usłyszał z moich ust swe imię, rozpłakał się jeszcze żałośniej, dotykając czołem moich rąk i stóp i kładąc sobie moją stopę na głowę, dopóki się nie rozgniewałem, nie skopałem go i nie kazałem mu się podnieść.
– Na nic siÄ™ już nie przyda pÅ‚acz – powiedziaÅ‚em. – Ale może powinieneÅ› wiedzieć, że wcale nie z gniewu oddaÅ‚em ciebie komuÅ› innemu, bo byÅ‚em zadowolony z twoich usÅ‚ug, choć czÄ™sto bezwstydnie okazywaÅ‚eÅ› swoje humory, trzaskajÄ…c drzwiami i szczÄ™kajÄ…c garnkami, gdy coÅ› ci siÄ™ nie podobaÅ‚o. I nawet jeÅ›li mnie okradaÅ‚eÅ›, nie gniewam siÄ™ za to, bo takie jest prawo niewolnika. Tak zawsze byÅ‚o i tak też na zawsze pozostanie. ByÅ‚em zmuszony oddać ciÄ™ pomimo mej woli, bo nie miaÅ‚em nic innego do ofiarowania. Również i mój dom oddaÅ‚em, i wszystko, co posiadam, tak że nawet szaty na mym ciele nie sÄ… już moje. Toteż na próżno skarżysz siÄ™ przede mnÄ….
Wtedy Kaptah podniósł się, zaczął rwać włosy i wykrzyknął:

v