wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

Ribbentrop zdawał sobie z tego sprawę i stąd udawana serdeczność dla Schellenberga, którego w rzeczywistości gorąco nienawidził (zresztą z wza­jemnością).
 
 
 
 
 
237
ne rozmowy z Ribbentropem i jego dziwaczne teorie dotyczące służb wywiadowczych i nie mogłem powstrzymać się od uwagi: Trochę się pan z tym spóźnił, panie ministrze. Mimo wszystko mała grupka superagentów nie może dokonać wszystkiego. Ribbentrop zesztywniał. Mój drogi Schellenberg — rzekł głosem, w którym brzmiała nutka urazy — to, co pan mówi, jest naprawdę bezpod­stawne. Powinien pan sobie uświadomić, że uczyniłem wszystko, co było w mojej mocy, aby wspomagać służby wywiadowcze i zachę­cać je do działania. Pozostawało to w takiej sprzeczności z praw­dą, że nic na to nie odpowiedziałem. Odwróciłem się z zamiarem wyjścia z gabinetu ministra, gdy ten nagle wstał i z poważnym wy­razem twarzy zaciągnął mnie w kąt pokoju.
Jeszcze jedno, Schellenberg — rzekł. — Chciałbym z panem przedyskutować pewną sprawę najwyższej wagi. Rzecz ta wymaga zachowania najściślejszej tajemnicy, nikt o niej nie wie z wyjątkiem Fuhrera, Bormanna i Himmlera. Wpatrując się we mnie przenikliwym wzrokiem ciągnął: Musimy zlikwidować Sta­lina. Przytaknąłem skinieniem głowy, nie wiedząc, co na to od­powiedzieć. Ribbentrop wyjaśnił, że cała potęga państwa radzie­ckiego opiera się na umiejętnościach i polityce jednego tylko czło­wieka — Stalina. Następnie odwrócił się ode mnie i podszedł do okna. Powiedziałem Fuhrerowi o mojej gotowości poświęcenia się dla dobra Niemiec. Zaaranżuje się konferencję ze Stalinem, a moim zadaniem będzie zastrzelenie radzieckiego przywódcy.
W pojedynkę? — zapytałem. Nagle odwrócił się ku mnie: To samo rzekł Fuhrer. Jeden człowiek nie potrafi tego uczynić. Fuhrer poprosił mnie, abym wyznaczył swego wspólnika, a ja wymieniłem pana nazwisko. Hitler — ciągnął — polecił mi, abym przedyskutował tę sprawę z panem. Jest pewien, że rozpracuje pan praktyczne aspekty tego planu. Widzi pan — zakonkludował Rib­bentrop — to jest rzeczywisty powód, dla którego pana wezwałem. Nie wiem, jaką miałem wtedy minę, ale z pewnością nie mogłem mieć zbyt inteligentnego wyrazu twarzy. Znalazłem się w kropce i byłem zupełnie skonfundowany.
Ribbentrop przemyślał sobie wszystko- bardzo dokładnie, a te­raz zaczął mi wyjaśniać szczegóły planu. Nie ulegało wątpliwości, że środki bezpieczeństwa, podjęte w czasie trwania takiej konfe­rencji, byłyby bardzo ostre, dlatego możliwość przemycenia gra-
 
 
 
 
 
 
 
238
natu ręcznego czy rewolweru do sali konferencyjnej należało ra­czej wykluczyć. Słyszał jednak, że mój wydział techniczny opraco­wał model rewolweru ukrytego w wiecznym piórze, rewolweru, z którego można wystrzelić kulę o wielkim kalibrze z wystarczającą dokładnością na odległość od sześciu do ośmiu metrów. Powie­dziano mu, że pistolet ten jest tak przemyślnie skonstruowany, że pobieżne oględziny nie wykazują jego właściwego zastosowania. Dlatego przemycenie takiego pióra lub czegoś podobnego do po­koju konferencyjnego powinno się udać, a wtedy wystarczy już tyl­ko pewna ręka...
Wreszcie przestał mówić. Obserwowałem go uważnie. Wprowa­dził się w stan takiego podniecenia, że przypominał chłopca, który właśnie skończył czytać swoją pierwszą powieść kryminal­ną. Było oczywiste, że mam przed sobą zdecydowanego na wszystko fanatyka, który czekał tylko na to, że zaaprobuję ten plan i wyrażę gotowość uczestniczenia w nim.
Uznałem całą rzecz za wytwór — a używam tutaj określeń ła­godnych — neurotycznego i przemęczonego umysłu2. Sytuacja jednak wcale nie była łatwa. Musiałem założyć, że wszystko, co teraz powiem,1 zostanie od razu powtórzone Hitlerowi. Pomyśla­łem, że mam sposób na wydostanie się z pułapki. Oświadczyłem, że chociaż plan taki uważam za wykonalny technicznie, rzecz cała zależy od tego,czy uda nam się nakłonić Stalina do udziału w takiej konferencji. Będzie to niezmiernie trudne, zwłaszcza po ro­syjskich doświadczeniach z nami w Sztokholmie. Dlatego odma­wiam nawiązania jakichkolwiek kontaktów z Rosjanami, gdyż już raz straciłem wobec nich twarz, i to z jego, Ribbentropa, powo­du. Zaproponowałem, aby on sam postarał się stworzyć odpowied-

v