wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...


– Myślisz, że drzwi otworzą się przed nami?
– Nie wiem.
– No to się przekonajmy.
Trell skinął głową.
Widzieli już Tremorlor wyraźnie. Otaczał ją niski mur zbudowany z czegoś, co wyglądało jak wulkaniczna skała, ostra i wyszczerbiona. Jedyne widoczne wejście stanowiła wąska brama, nad którą przebiegał łuk pnączy. Sam Dom miał brązową barwę. Zapewne zbudowano go z wapienia. Wejście kryło się we wnęce między dwiema przysadzistymi, asymetrycznymi, piętrowymi wieżami, w których nie było ani jednego okna. Kręta, wyłożona kamieniami ścieżka łączyła bramę ze skrytymi w cieniu drzwiami. Na podwórku widać było niskie, sękate drzewa. Każde z nich wyrastało ze wzgórka.
To siostra Domu Umarłych w Malazie. Bardzo podobna do tego w Darudżystanie. Wszystkie są tym samym. Wszystkie są Azath, choć nikt nie wie i nikt się nigdy nie dowie, z jakich stron i z jakiej epoki pochodzi to miano.
– Powiadają, że Azath łączy królestwa – odezwał się cicho idący obok sapera Mappo. – Wszystkie królestwa. Że za tymi ścianami zatrzymuje się nawet czas.
– A drzwi otwierają się tylko przed nielicznymi i nikt nie wie z jakiego powodu.
Skrzypek skrzywił się na własne słowa.
Apsalar przeszła na czoło grupy, wyprzedzając sapera.
Saper chrząknął zdziwiony.
– Śpieszysz się gdzieś, dziewczyno?
Obejrzała się na niego.
– Ten, kto mnie opętał, Skrzypek... Azath go kiedyś wpuściła.
To prawda. Dlaczego ta myśl akurat w tej chwili tak bardzo mnie niepokoi?
– I co mu pozwoliło tego dokonać? Specjalny sposób pukania? Klucz ukryty pod poluzowanym kamieniem?
Jej uśmiech był dla podekscytowanego sapera niczym balsam.
– Nie. Coś znacznie prostszego. Zuchwałość.
– No, tej to nam nie zabraknie. W końcu tu jesteśmy.
– Zgadza się.
Ruszyła przodem i wszyscy podążyli za nią.
– Ta muszla – mruknął Mappo. – Zadała jednopochwyconym i d’iversom straszliwe straty. Wygląda na to, że nadal je zadaje. To może wystarczyć, by uratować Azath.
– A ty modlisz się, by to nastąpiło.
– Tak.
– A dlaczego ta śmiercionośna pieśń nie zniszczyła również nas?
– Mnie o to pytasz, Skrzypek? Przecież to ty otrzymałeś ten dar.
– To prawda. Uratowałem dziewczynkę. Wnuczkę chodzącego z duchami.
– A którego, Skrzypek?
– Kimloca.
Trell milczał przez całe sześć kroków. Potem z gardła wyrwał mu się wściekły warkot.
– Powiedziałeś, dziewczynkę. Nawet jeśli była jego wnuczką, nagroda znacznie przerastała wartością twój gest. Ponadto, wydaje się, że dokładnie przewidziano użytek, jaki z niej zrobisz. Czary w tej muszli były aspektowane, Skrzypek. Powiedz mi, czy Kimloc wiedział, że wybierasz się do Tremorlor?
– Ja z pewnością mu tego nie powiedziałem.
– A czy w którejś chwili cię dotknął? Musnął palcem ramię, czy coś?
– Pamiętam, że prosił mnie o pozwolenie. Chciał poznać moją historię. Odmówiłem. Na oddech Kaptura, Mappo, naprawdę nie pamiętam, czy nie doszło do jakiegoś przypadkowego kontaktu.
– Chyba musiało dojść.
– Jeśli tak, wybaczę mu tę niedyskrecję.
– Przypuszczam, że to również przewidział.
 
Choć Tremorlor jak dotąd oparła się nadciągającym ze wszystkich stron atakom, bitwa nie była bynajmniej skończona. W niektórych miejscach grzechot łamanego drewna zdawał się posuwać wciąż naprzód.
Gdy jedna z owych niewidocznych, niszczycielskich lawin zbliżyła się do grupy, Apsalar przyśpieszyła kroku, zmierzając w stronę bramy. Po chwili łoskot przeszedł w ryk. Zerwali się do biegu.
– Gdzie? – pytał Skrzypek, rozglądając się podczas ucieczki we wszystkie strony. – Gdzie on jest, do Kaptura?
Odpowiedź przyniosła mu struga lodowatej wody, która lunęła na niego z góry, gdy gwałtownie otworzyła się grota. Z zawieszonej w powietrzu, spowitej w pianę wodną bramy – niespełna pięćdziesiąt kroków za ich plecami – wynurzył się potężny łeb i paszcza dhenrabiego, otoczone wieńcem z morskich traw, wodorostów i dziwnych, wyglądających jak szkielety gałęzi.
Tuż przed nim zerwał się do lotu rój os. Bestia pożarła je bez trudu.
Z tryskającego wodą portalu wylazły trzy kolejne dhenrabi. Utrzymujący je w powietrzu strumień wody znikał, gdy tylko dotknął korzeni labiryntu, lecz mimo to stwory nadal wisiały w górze, podtrzymywane przez szumiący strumień.
W ciągu jednego uderzenia serca przez umysł Skrzypka przebiegła cała seria obrazów.
Morze Kansu. Jednak nie jednopochwycony. Nie jeden potwór, a całe stado. D’ivers. A mnie zabrakło już wstrząsaczy...
Po chwili stało się jasne, że Ogary Cienia do tej pory nie miały okazji wykazać się pełnią swych możliwości. Skrzypek czuł emanującą z pięciu bestii moc – podobną do smoczej, falującą niczym oddech – falę potężnych, czarów poprzedzającą Ogary, które rzuciły się do ataku z szybkością błyskawicy.
Podążającego na czele dhenrabiego dopadła Shan, która skoczyła w głąb jego rozwartej, zębatej paszczy i zniknęła w ciemności. Monstrum rzuciło się gwałtownie do tyłu. Jeśli jego olbrzymie, tępe oblicze mogło wyrażać zaskoczenie, to właśnie w tej chwili to robiło.
Do drugiego dhenrabiego dobrał się Gear. Stwór rzucił się na Ogara, nie po to, by go połknąć, lecz rozszarpać tysiącem pełnych zadziorów płytek zębowych. Moc Ogara ugięła się pod zaciskającymi się szczękami, ale nie pękła. Po chwili Gear przedarł się przez zasłonę zębów i zagłębił w ciele stworzenia, siejąc zniszczenie.
Dwoma pozostałymi dhenrabimi zajęły się inne Ogary. Z grupą została tylko Blind.

v