wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...

W kopercie był tylko przedarty na pół czek, na którym nagryzmoliła: “Nie, dziękuję”. A w dwa dni potem trzeci list, w którym rozpływała się nad jakimś filmem, list niemal gawędziarski. Ale zakończyła go słowami: “Proszę cię, zapomnij o moim pierwszym liście. Byłam wytrącona z równowagi. Teraz już wszystko minęło. Więcej się tak po staroświecku nie zachowam.”
Rzecz prosta, ja też pisałem do niej, jeśli nie co dzień, to przynajmniej dwa, trzy razy w tygodniu, pisałem długie listy pełne usprawiedliwień i tłumaczeń, aż wreszcie któregoś dnia odpisała:
 
Proszę cię, przestań już tak bez końca omawiać siebie i mnie. Pisz mi o tym, co robisz, o wyspie, o szkole. Wiem, jaki jesteś. Więc bądź taki, jaki jesteś. Kiedy piszesz o tym, co cię otacza, mogę sobie wyobrazić, że jestem z tobą, oglądam to wszystko razem z tobą. I nie obrażaj się. Przebaczyć to zapomnieć.
 
Niepostrzeżenie informacje zastąpiły w naszych listach uczucia. Alison pisała mi o swojej pracy, o dziewczynie, z którą się zaprzyjaźniła, o drobnych sprawach domowych, o filmach, książkach. Ja pisałem, tak jak prosiła, o szkole i o wyspie. Któregoś dnia przysłała mi swoją fotografię w mundurku stewardesy. Obcięła krótko włosy i schowała je pod czapką. Uśmiechała się, ale ten uśmiech w połączeniu z mundurkiem nadawał jej sztuczny, oficjalny wygląd, fotografia była wyraźnym ostrzeżeniem, że stała się kimś innym niż Alison, którą lubiłem wspominać, nie była już tą jedynie moją, prywatną Alison. A potem listy zaczęły przychodzić już tylko raz na tydzień. Fizyczna tęsknota, jaka nękała mnie przez cały pierwszy miesiąc, zaczęła znikać, choć od czasu do czasu bardzo pragnąłem Alison i dałbym wszystko, żeby znalazła się koło mnie w łóżku. Ale były to chwile zmysłowej frustracji, nie tęsknoty za miłością. Pewnego dnia pomyślałem: gdyby nie to, że jestem na tej wyspie, tobym z nią zerwał. Pisanie listów przestało być przyjemnością, zamieniło się w obowiązek, i już nie zrywałem się po kolacji, by jak najprędzej wrócić do swego pokoju i zasiąść do listu; teraz pisałem listy najczęściej podczas lekcji i wysyłałem któregoś z uczniów, aby w ostatniej chwili pobiegł do bramy i złapał listonosza.
Podczas przerwy semestralnej wybrałem się z Demetriadesem do Aten. Zaproponował mi wspólną wyprawę do swego ulubionego burdelu na przedmieściu. Zapewnił, że tam dziewczynki są zdrowe. Wahałem się - ale czyż moralnym obowiązkiem poety, nie mówiąc już o cyniku, nie jest niemoralność? Więc się z nim wybrałem. Kiedy wyszliśmy z burdelu, padał deszcz, a światło z otwartych drzwi padło na trzepoczące mokre listki eukaliptusa przypominając mi naszą sypialnię na Russell Square. Ale Alison i Londyn wydawały mi się martwą przeszłością, poza nawiasem mojego obecnego życia. Postanowiłem napisać w nocy list do Alison, by z nią zerwać. Ale kiedy wróciłem do hotelu, byłem zbyt pijany, a zresztą gdybym wziął pióro, nie wiem, co bym napisał. Może napisałbym, że nie ma już wątpliwości: dowiodłem, iż nie jestem wart, by na mnie czekać; może napisałbym jej, że mi się znudziła, a może mówiłbym o tym, jak się czuję samotny i że tej samotności pragnę. Ale wysłałem tylko nic nie znaczącą kartkę i ostatniego dnia pobytu wybrałem się jeszcze raz, już sam, do tego burdelu na przedmieściu. Jednakże libańska nimfetka, która wzbudziła moją pożądliwość, była zajęta, a inne dziewczynki nie podobały mi się.
Nadszedł grudzień i nadal wymienialiśmy z Alison listy. Wiedziałem, że coś przede mną ukrywa. Opisywała mi swoje życie, ale nie mogło być aż tak ubogie i pozbawione wszelkich kontaktów z mężczyznami. Nie byłem więc zdziwiony, kiedy nadszedł jej ostatni list. Nie oczekiwałem jednak, że poczuję się aż tak rozgoryczony i zdradzony. Nie była to tylko zmysłowa zazdrość o tamtego mężczyznę, lecz ogromne pragnienie Alison; chwile czułości, chwile, kiedy czuliśmy się jedną osobą, kiedy znikało poczucie tego, że to drugie jest kimś innym, przez wiele dni nie opuszczały moich myśli jak sekwencje jakiegoś marnego, romantycznego filmu, którego wcale nie chciałem pamiętać, ale którego nie mogłem wybić sobie z głowy i coraz to od nowa odczytywałem jej list, nie mogąc uwierzyć, że dwieście byle jakich, zużytych słów może temu wszystkiemu położyć kres.
 
Kochany Nicholas!
To nie może dłużej trwać. Nie chciałabym Cię zranić. Uwierz, że jest mi strasznie przykro, i nie gniewaj się na mnie, że wiem, że poczujesz się zraniony. Słyszę już, jak mówisz: wcale nie czuję się zraniony.
Byłam tak okropnie sama i zrozpaczona. Nie mówiłam Ci, do jakiego stopnia, teraz też nie potrafię tego opisać. Przez pierwsze dni w pracy udawałam dzielną, a potem w domu następowało załamanie.
Znów sypiam z Petem, gdy przyjeżdża do Londynu. Zaczęło się to dwa tygodnie temu. Proszę, proszę, uwierz mi, nie zrobiłabym tego, gdybym sądziła... sam zresztą wiesz. Wiem, że wiesz. Nie czuję już do niego tego, co kiedyś, i nie zaczęłam czuć tego, co do Ciebie, nie musisz być zazdrosny.
Ale on jest taki nieskomplikowany, przy nim przestaję myśleć, przestaję się czuć taka samotna. Znów jestem Australijką wśród Australijczyków w Londynie. Może się pobierzemy. Jeszcze nie wiem.
Wszystko to jest okropne. Chciałabym, żebyś do mnie dalej pisał i ja będę do Ciebie pisać. Wszystko pamiętam.
Do widzenia
Alison
Ty pozostaniesz dla mnie zawsze sobą. Zawsze. Ten pierwszy list, który napisałam do Ciebie w dzień twego wyjazdu. Gdybyś tylko potrafił go zrozumieć.
 
W odpowiedzi napisałem, że oczekiwałem tego listu i że jest oczywiście zupełnie wolna. Ale potem podarłem kartkę. Wiedziałem, że najbardziej zaboli ją moje milczenie, a naprawdę chciałem ją zranić.
 
 
8
 

v