wszyscy myślą, że to dno. ale na dnie tak nie wieje...


Stany Zjednoczone podchodz do wielkich spraw z niezwykle prostymi
uczuciami i z niezwykle skomplikowan polityk . Tak w 1941 r.
podeszły te do sprawy Francji. Podczas gdy w szerokich kołach opinii
ameryka skiej poczynania generała de Gaulle'a spotykały si z
entuzjastycznym odd wi kiem, wszystkie czynniki oficjalne i
półoficjalne uwa ały za stosowne traktowa je z chłodem i oboj tno ci .
Je eli chodzi o koła rz dowe, to nadal bez adnych zmian utrzymywały
one stosunki z Vichy twierdz c, i dzi ki temu przeszkadzaj Niemcom
w zdobyciu wpływu na Francj , zapobiegaj wydaniu floty francuskiej, a
zarazem zachowuj kontakt z Weygandem, Noguèsem i Boissonem, po
których Roosevelt spodziewał si , e pewnego dnia otworz mu wrota
Afryki. Jednak e wskutek zdumiewaj cej sprzeczno ci swej polityki
Stany Zjednoczone, które miały swych przedstawicieli przy Pétainie,
trzymały si z dala od Wolnej Francji pod pretek-
stem, e nie mo na z góry przewidzie , jaki rz d obierze sobie naród
francuski po odzyskaniu wolno ci. W istocie kierownicy polityki
ameryka skiej uwa ali za fakt bezsporny, e Francja jako wielkie
mocarstwo ju si nie liczy. Zadowalali si wi c uło eniem stosunków z
Vichy. Je eli za w niektórych punktach wiata gotowi byli ze wzgl dów
wojskowych współpracowa z tymi lub innymi władzami francuskimi,
to dbali o to, aby ta współpraca nosiła jedynie epizodyczny i lokalny
charakter.
W tych warunkach trudno nam było doj do porozumienia z
Waszyngtonem. Zreszt osobista postawa prezydenta Roosevelta
powa nie utrudniała rozwi zanie tego zagadnienia. Chocia nie miałem
jeszcze sposobno ci spotka si z Franklinem Rooseveltem, to jednak po
wielu oznakach mogłem si domy la , e odnosi si on do mnie z wielk
rezerw . Niemniej jednak chciałem zrobi wszystko, co le ało w mej
mocy, aby Stany Zjednoczone, które niebawem miały przyst pi do
wojny, i Francja, która za moj spraw nigdy si z niej nie wycofała, nie
poszły rozbie nymi drogami.
Je eli chodzi o form stosunków, które nale ało nawi za i nad któr
niestrudzenie dyskutowali politycy, dyplomaci i publicy ci, to musz
powiedzie , e w okresie tym była mi ona prawie oboj tna. Realny
charakter i tre tych stosunków interesowały mnie znacznie bardziej ni
kolejno zmieniaj ce si formuły, w które prawnicy Waszyngtonu chcieli
przyoblec akt „uznania" Wolnej Francji. Jednak e wobec ogromu
ameryka skich zasobów i w obliczu ambicji Roosevelta, d
cego do
narzucenia swej woli i praw całemu wiatu, czułem, e nasza
niepodległo jest po prostu zagro ona. Krótko mówi c, je eli chciałem
podj prób porozumienia si z Waszyngtonem, musiało to nast pi na
bazie istniej cej realnie sytuacji, ale z zachowaniem przez nas pozycji
równego partnera.
W ci gu bohaterskiego okresu pierwszych miesi cy Wolnej Francji
Garreau-Dombasle i Jacques de Sieyès oddali mi wielkie usługi jako
rzecznicy naszej sprawy. Teraz chodziło o to, aby rozpocz rokowania.
Poleciłem Plevenowi przeprowadzenie wst pnych rozmów. Znał
Ameryk , był zr czny i doskonale zorientowany w naszych sprawach.
Ju w maju 1941 roku z Brazzaville okre liłem mu w nast puj cych
słowach jego zadanie: „Uzgodni nawi zanie stałych i bezpo rednich
stosunków z Departamentem Stanu, stosunków ekonomicznych wolnej
francuskiej Afryki i Oceanii z Ameryk i spraw naszych bezpo rednich
zakupów materiałów wojennych; zorganizowa w Stanach
Zjednoczonych nasz informacj i propagand ; powoła do ycia nasze
komitety i zorganizowa współprac sympatyzuj cych z nami kół
amery-
ka skich". Pleven wyjechał do Ameryki w pierwszych dniach czerwca;
nie przybywał tam z pustymi r kami. Od razu ofiarowali my Stanom
Zjednoczonym mo liwo zainstalowania swych sił lotniczych w
Kamerunie, na terytorium Czadu i Konga, poniewa Afryka była z góry
predestynowana do tego, by słu y Amerykanom za baz do działa na
Europ z chwil , gdy chwyc za bro . Ponadto, bior c pod uwag gro b
japo sk , pomoc wysp na Pacyfiku, nad którymi powiewała flaga z
Krzy em Lotaryngii, miała dla nich powa ne znaczenie.
Faktycznie te rz d ameryka ski zwrócił si do nas z pro b o
przyznanie jego samolotom prawa do korzystania z niektórych naszych
baz afryka skich, a potem tak e baz na Nowych Hebrydach i w Nowej
Kaledonii. Poniewa Stany Zjednoczone nie brały wtedy jeszcze udziału
w wojnie, pro ba ta formalnie została skierowana do nas przez „Pan
American Airways", nikt jednak nie mógł mie w tpliwo ci co do
wła ciwego jej znaczenia.
W miar jak Stany Zjednoczone widziały, e zbli a si chwila ich
przyst pienia do wojny, Waszyngton po wi cał nam coraz wi ksz
uwag . W sierpniu 1941 roku wysłana została na terytorium Czadu
ameryka ska misja ł czno ci pod kierownictwem pułkownika
Cunninghama. We wrze niu Cordell Hull o wiadczył publicznie, e
mi dzy rz dem ameryka skim i Woln Francj istnieje wspólnota
interesów. „Nasze stosunki z tym ugrupowaniem — powiedział — s
pod ka dym wzgl dem jak najlepsze." l pa dziernika Pleven został
oficjalnie przyj ty w Departamencie Stanu przez zast pc sekretarza
stanu Sumnera Wellesa. 11 listopada prezydent Roosevelt listem
skierowanym do Stettiniusa rozci gn ł na Woln Francj działanie
ustawy „lend-lease" z tym uzasadnieniem, e „obrona terytoriów
przył czonych do Wolnej Francji ma ywotne znaczenie dla obrony
Stanów Zjednoczonych". Gdy w ko cu listopada Weygand został
odwołany z Algieru, rozwiały si dotychczasowe iluzje Amerykanów i
Waszyngton jeszcze nie wiedział, czym je zast pi . Tymczasem Pleven,
powołany w skład utworzonego wówczas Komitetu Narodowego,
powrócił do Londynu; jego miejsce jako kierownika naszej delegacji